Polacy z Sadownego…

2014.10.22.11Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią publikujemy referat wygłoszony podczas sesji popularno- naukowej w ZSP w Sadownem.

Autorem jest ks. profesor Paweł Rytel – Andrianik, współautor książki „Polacy z okolic Treblinki ratujący Żydów”, zbierający świadectwa pomocy Polaków Żydom w czasie II wojny światowej. Mimo ogromu zajęć zgodził się przygotować referat bardzo ważny dla prawdziwego obrazu mieszkańców Ziemi Sadowieńskiej. Dziękujemy Księdzu i zapraszamy do Sadownego.

Polacy z Sadownego pomagający Żydom w czasie II wojny światowej.

Sadowne, 18 października 2014 r.

Serdecznie pozdrawiam Wszystkich Gości i Gospodarzy zebranych na uroczystym świętowaniu 500-lecia osady Sadowne. Choć nie mogę być osobiście na tej sesji, ponieważ przebywam obecnie w Jerozolimie w związku z pracą naukową, to jednak łączę się duchowo. Bardzo proszę Sz. P. Marka Renika o przeczytanie referatu zatytułowanego: „Polacy z Sadownego pomagający Żydom w czasie II wojny światowej”. Jednocześnie chciałbym przekazać, że z chęcią odpowiem na pytania, które można przesyłać na mój email x.rytel@gmail.com lub przez pośrednictwo Facebooka lub tweetera.

2014.10.22.10

Foto: www.idziemy.com.pl

Wstęp

75 lat od rozpoczęcia II wojny światowej pozostało niewielu świadków nieludzkich wydarzeń, które pochłonęły życie i zdrowie milionów osób. Sadowne w tym okresie stało się świadkiem jednej z największych tragedii ludzkości jaką był Holokaust. To właśnie tędy przejeżdżały transporty śmierci wiozące ludność żydowską z całej Europy do Treblinki. Niejednokrotnie uciekinierzy z tych transportów szukali schronienia m.in. w Sadownem i okolicy. Ponadto Żydzi Sadowieńscy, będący małą wspólnotą związaną z synagogą w Stoczku Węgrowskim, również prosili o pomoc, aby ukryć się przed piekłem Treblinki.

Jak wiemy w Generalnej Guberni utworzonej przez Niemców na terenie okupowanej Polski groziła kara śmierci za pomoc ludności żydowskiej wg rozporządzenia Hansa Franka z 15 października 1941 r. Brzmiało ono następująco:

„1) Żydzi, którzy bez upoważnienia opuszczają wyznaczoną im dzielnicę, podlegają karze śmierci. Tej samej karze podlegają osoby, które takim Żydom świadomie dają kryjówkę. 2) Podżegacze i pomocnicy podlegają tej samej karze jak sprawca, czyn usiłowany karany będzie jak czyn dokonany. W lżejszych wypadkach można orzec ciężkie więzienie lub więzienie”.

Z czasem podobne zarządzenia niemieckie ogłoszono na terytorium całej okupowanej Polski. Jak wiemy były one bezlitośnie stosowane wobec każdego kto nie tylko udzielił schronienia, ale nawet podał kromkę chleba osobie pochodzenia żydowskiego.

Pomimo tak wielkiego niebezpieczeństwa także w Sadownem i okolicy znalazły się osoby, które ryzykowały swe życie i życie swych rodzin, aby pomóc ludności żydowskiej.

Mówiąc zaś o tych bohaterskich mieszkańcach można – z punktu widzenia metodologicznego – podzielić historie tych osób na trzy kategorie: 1) Zamordowani za pomoc Żydom; 2) Sprawiedliwi wśród Narodów Świata; 3) Pomagający z narażeniem życia.

1. Zamordowani za pomoc Żydom.

W gronie mieszkańców Gminy Sadowne, którzy zostali zgładzeni za pomoc ludności żydowskiej jest rodzina Lubkiewiczów jak również Lucyna Władysława Radziejowska. W trakcie wyjaśniania jest także kwestia dziesięciu osób z Zarzetki, które zginęły za pomoc ludności żydowskiej i partyzantom.

Zapewne niektórzy słyszeli o rodzinie piekarzy sadowieńskich Leonie Lubkiewiczu (lat 59), jego żonie Mariannie (lat 44) oraz ich synu Stefanie (lat 25), którzy zostali zastrzeleni za to, że Leon sprzedał chleb dwóm dziewczętom żydowskim. Dziś możemy wsłuchać się w relację osoby, która była świadkiem tych wydarzeń, a jest nią córka Leona i Marianny – Irena Kamińska z domu Lubkiewicz.  W dn. 12 czerwca 1969 r. złożyła ona w archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie takie oto świadectwo: „Zaszłam do domu i od razu mówię, że są żandarmi, że mnie zatrzymali, pochowałam szybko książki od nauki z tajnego gimnazjum, a tymczasem dwie Żydówki z Sadownego, Elizówna i Czapkiewiczówna, przyszły do ojca do piekarni. Za furtką złapali ich żandarmi z Karnej Ekspedycji i zapytali skąd mają chleb, więc odpowiedziały, że od Lubkiewiczów, chociaż co prawda mogli nie wydać… Żydówki zaraz rozstrzelali (…).

Żandarmi tymczasem, nie czekając na wykopanie dołu dla zabitych Żydówek, wpadli do mieszkania rodziców, jeden z nich był nazwiskiem Schultz, kolonista niemiecki, prawdopodobnie z okolic Łodzi, bardzo wysoki, silny, dobrze zbudowany, lat miał wtedy trzydzieści moim zdaniem. Podskoczył wtedy do mojej matki, krzycząc: «Co, dawaliście Żydom chleb!» (uderzył moją matkę silnie pięścią w twarz, tak że się zatoczyła przy ścianie i momentalnie policzek miała siny, aż czarny). Podskoczył wtedy momentalnie Schultz do mnie, kopnął mnie silnie w nogę twardym wojskowym butem. Następnie pistoletem uderzył mnie w plecy, w kręgosłup, tak silnie, że dzisiaj mam w tym miejscu stały ból i krzyknął: «Powiedz, że twoja matka dawała Żydom chleb!» (…). Tymczasem rozwścieczony Schultz ustał naprzeciwko mojej matki, którą popychał do drzwi drugiego mieszkania w odległości około trzech metrów przy kredensie i krzyknął: «Liczę do dziesięciu, jak się nie przyznasz, to będę strzelał!». Wystawił pistolet na moją matkę w mieszkaniu i zaczął liczyć.

Ja tymczasem, chociaż mam silny ból, jednak myślę błyskawicznie «Jak ustanę przed matką, przecież ta kula przebije i mnie i matkę». Nogi i ręce mi zdrętwiały i uklękłam między matką, zbrodniarzem hitlerowskim Schultzem, przed pistoletem. Przestał Schultz liczyć na rozkaz starszego oficera Karnej Ekspedycji, ale śledztwo trwało do godziny 22.00. W tym czasie Schultz strasznie się znęcał nad moją rodziną. Brata, który był zdolny do muzyki i grał ładnie na akordeonie odwracał do ściany i bił, kopał bez żadnej litości. Ojca bił pięścią po twarzy, aż zatoczył się na ścianę, również popychał i kopał (…).

O godzinie 22.00, 13 stycznia 1943 r., żandarmi z Karnej Ekspedycji rozstrzelali wymęczonych i zbitych moich rodziców i brata na podwórku, za ratownictwo Żydów w Polsce. Mnie zostawili jako małoletnią, ale cóż z takiego życia, kiedy odebrali mi zdrowie i chęć do życia” (IPN, GK, sygn. P. 1896, s. 260-262. Cyt. za: E. Kopówka, ks. P. Rytel-Andrianik, Dam im imię na wieki (Iz 56,5). Polacy z okolic Treblinki ratujący Żydów (Biblioteka Drohiczyńska VII; Dohiczyn-Oxford, 2011) s. 183-184).

Inny świadek tego wydarzenia, Franciszek Rutkowski, w liście z 14 marca 1979 r. skierowanym do Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, zeznał: „Odniosłem mleko do mleczarni, gdzie zostałem poinformowany, że gestapowcy zastrzelili Lubkiewicza – piekarza, jego żonę i syna za to, że sprzedawał dla Żydów chleb. Żydzi w tym czasie ukrywali się w pobliskim lesie pod Sadownem, był to powiat Sokołów Podlaski, i codziennie (jak później sprawdziłem) byli zaopatrywani w chleb przez w/w piekarza. Wziąłem w rękę konew z mlekiem i poszedłem obejrzeć to miejsce, gdzie leżeli zabici Lubkiewicze. Strach przed gestapowcami był tak wielki, że na drodze, którą szedłem, nie spotkałem ludzi. A była to godzina około dziesiąta rano.

Żona Lubkiewicza leżała za drewnianym płotem. Była w brązowych śniegowcach, syn Lubkiewicza leżał pod płotem. Widziałem także samego piekarza Lubkiewicza, lecz już dzisiaj nie pamiętam, w jakim miejscu leżał. Ja sam się ukrywałem przed okupantem i mieszkałem w tym czasie w Sójkówku, gm. Sadowne. U mnie mieszkało dwoje Żydów, lecz gdy się dowiedzieli o tym wypadku, to poszli na Wschód. Byli to młodzi ludzie, Żyd i Żydówka” (IPN, Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Lublinie, sygn. S.67/01/Zn; A. Firewicz, Sadowne i okolice wczoraj i dziś, s. 87-88. Cyt. za: E. Kopówka, ks. P. Rytel-Andrianik, Dam im imię na wieki (Iz 56,5),s. 184-185).

Po bestialskim zamordowaniu rodziny Lubkiewiczów Niemcy zakazali wzięcia ciał przez najbliższy dzień, aby mieszkańcy zobaczyli jaka kara grozi każdemu nawet za podanie chleba Żydom. Przyniosło to częściowy skutek. Jak słyszeliśmy przed chwilą, czasem sami Żydzi opuszczali okolice. Zdarzyło się też, że gdy zakopywano ciała Lubkiewiczów, ktoś ze strachu przed śmiercią przyprowadził na to miejsce małe dziecko żydowskie. Jeden z Niemców zastrzelił je na miejscu, a ciało zakopano razem z Lubkiewiczami przy ich domu. Po pewnym czasie Lubkiewiczów exhumowano na cmentarz parafialny. Nie wiadomo zaś co stało się z ciałem tego dziecka żydowskiego, można przypuszczać, że razem zostało exhumowane. W 1997 r. Lubkiewiczowie zostali uhonorowani najwyższym odznaczeniem Izraela – medalem – Sprawiedliwi wśród Narodów Świata.

Tragiczna śmierć mieszkańców Sadownego nie odstraszyła jednak innych osób od niesienia pomocy ludności żydowskiej, choć za to również poniesiono najwyższą cenę. W miejscowości Płatkownica Lucyna Władysława Radziejowska, wraz ze swoją córką Anną Danutą ukrywały Żydówkę z Warszawy wraz z jej piętnastoletnim synem. W lipcu 1943 r. Niemcy aresztowali Radziejowską i osadzili w więzieniu w Sokołowie Podlaskim, a następnie na Pawiaku w Warszawie. Dnia 5 października 1943 r. zesłano ją do obozu koncentracyjnego w Auschwitz, gdzie nosiła numer obozowy 64478. Tam zmarła z wycieńczenia 20 marca 1944 roku. Ukrywani zaś Żydzi zostali zamordowani.

W tym miejscu trzeba też wspomnieć, iż  w dniach 4 i 5 marca 1943 r. obok szkoły przy granicy wiosek Grabiny i Zarzetka zamordowano 10 osób za pomoc Żydom i partyzantom (E. Kopówka, ks. P. Rytel-Andrianik, Dam im imię na wieki (Iz 56,5),s. 146-147). Według różnych źródeł, miał zadenuncjować je Żyd nazywający się Rubin, który wcześniej był w organizacji podziemnej. Ofiarami byli:

Stanisław Bala, lat 30

Stefan Ćwiek, lat 24

Jan Kalbarczyk, lat 45

Stanisław Kobyliński, lat 38

Czesław Kowalczyk, lat 30

Jadwiga Genowefa Kozioł, lat 17

Józef Leśniewski, lat 40

Marcjanna Wierzbicka, lat 52

Zygmunt Szatkowski, lat 30

Stefan Tadeusz Zadrożny, lat 21.

Ponadto Wiktor Ćwiek i Bronisław Wysocki zostali zabrani do Treblinki I skąd już nie wrócili. Przy okazji warto pamiętać, iż z najnowszych badań wynika, że na terenie powiatu sokołowsko-węgrowskiego na terenie którego była Treblinka zamordowano 35 osób za pomoc ludności żydowskiej (Ks. P. Rytel-Andrianik, „Polacy z okolic Treblinki zamordowani za pomoc Żydom”, w: E. Kopówka (red.), Co wiemy o Treblince? Stan badań. What Do We Know About Treblinka? The Current State of Research (Siedlce 2013), 167-177; Kwestionariusze nt. Polaków Ratujących Żydów do Kaplicy Pamięci w Toruniu).

2. Sprawiedliwi wśród Narodów Świata.

Ku zaskoczeniu wielu osób, okazuje się, że na terenie powiatu sokołowsko-węgrowskiego jaki istniał podczas II wojny światowej jest prawdopodobnie największy procent w Polsce Sprawiedliwych wśród Narodów Świata w przeliczeniu na liczbę mieszkańców. Obecnie jest to już prawie 100 osób. W tym gronie znajdują się Lubkiewiczowie, o czym wcześniej była mowa oraz Jadwiga Stankiewicz-Jóźwiak z Morzyczyna i Janina Puszet (z d. Piechowska) z Sokółki.

Jadwiga Stankiewicz-Jóźwik w czasie okupacji pracowała jako pomoc domowa w rodzinie Marii i Edwarda Teskich na ul. Noakoskiego w Warszawie (Por. Ks. P. Rytel-Andrianik, Sanktuarium i parafia Trójcy Przenajświętszej i św. Anny w Prostyni, s. 732-733). W tym czasie Stanley i Ida Muszyńscy oraz matka Idy – Lea Lew znaleźli schronienie u zaprzyjaźnionej rodziny Teskich po swej ucieczce z getta w Międzyrzecu Podlaskim. Dnia 31 grudnia 1943 r. Gestapo zrobiło rewizję domu Teskich, którą podejrzewano o współpracę z podziemiem. W czasie rewizji Jadwiga wyprowadziła Muszyńskich tylnym wyjściem, starszą zaś Leę zawinęła w pościel i wcisnęła do łóżka. Niemcy widząc dokładnie ułożoną pościel nie sprawdzali jej dokładnie. W przeciwnym razie przeszukanie skończyłoby się tragicznie.

Irena pomogła także 10 letniemu żydowskiemu dziecku Januszowi Konowi w bardzo inteligentny sposób. Poszła do kancelarii parafialnej do Sadownego i poprosiła metrykę chrztu swego brata, który wcześniej zmarł, a która była nowym dokumentem tożsamości dla żydowskiego dziecka.  Gdyby Niemcy chcieli sprawdzić, czy taka osoba rzeczywiście istnieje – co de facto – niejednokrotnie robili, to w aktach parafialnych taka osoba jest zapisana. W ten sposób Janusz Kon przeżył wojnę podobnie jak i rodzina Muszyńskich.

Interesująca jest również historia Janiny Pusztet, która przez ok. 2 lata ukrywała w Warszawie i w Sokółce Żydówkę o spolszczonym imieniu Joanna (E. Kopówka, ks. P. Rytel-Andrianik, Dam im imię na wieki (Iz 56,5),s. 106). Sytuacja była o tyle trudna, że mąż Janiny Pusztet był w tym czasie w wojsku, więc nie mogła liczyć na jego wsparcie, choć mąż o wszystkim wiedział i się na to zgodził. Po wojnie Janina wraz z synem i uratowaną Joanną dołączyła do męża, który był w tym czasie we Włoszech. Pusztetowie adoptowali Żydowską dziewczynkę, której rodzina zginęła w Holokauście, i razem osiedlili się w Anglii. Janina Pusztet zaś została odznaczona medalem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata w 1996 r.

3. Pomagający z narażeniem życia.

Dokładnie nie wiadomo i nigdy nie będzie wiadomo ile osób z Sadownego i okolic pomagało ludności żydowskiej, a nie zostało zamordowanych lub odznaczonych medalem za taką pomoc ze względu na warunki konspiracyjne jakie wówczas panowały. Ponadto wielu ze świadków tej pomocy już nie żyje. W tym miejscu można przytoczyć chociażby dwie relacje. Jedna ze strony żydowskiej a druga ze strony polskiej.

David Lieberman z Częstochowy uciekł z obozu w Treblince po jedenastu dniach wycinając w ogrodzeniu dziurę skradzionymi obcęgami. Wraz ze swoim towarzyszem ucieczki wędrowali całą noc. Zatrzymali się na polu, gdzie spotkali kobietę, która poradziła im, aby poszli dalej z powodu Niemców rekwirujących w okolicy mleko i jajka. Tak wspomina to David Liberman: „Kobieta była dla mnie bardzo przyjazna. Szła z nami prawie przez godzinę, żeby pokazać nam drogę, gdzie nie było żołnierzy. Była bardzo miła. Szła z małym dzieckiem na plecach, potem nas zostawiła, wzięła swój krzyżyk i pomodliła się. Bóg będzie z wami – powiedziała, a my poszliśmy dalej (…). Powiedzieliśmy gospodarzowi, że chcemy dotrzeć do stacji kolejowej. Odpowiedział, że nas zaprowadzi. Otworzył stodołę. Ostrzegł: Jak wejdzie tu SS, to sami weszliście. Nie mam z tym nic wspólnego. Zaczął iść, a my poszliśmy za nim. W końcu dotarliśmy do małej wioski, która nazywała się Sadowne” (USHMM, David Liberman, sygn. RG 50.030*0132 [10 VII 1990].

Druga relacja, tym razem ze strony Polskiej, została złożona w odpowiedzi na Apel Radia Maryja, aby zgłaszać świadectwa nt. Polaków ratujących Żydów. Nazwiska zaś osób ratujących zostaną umieszczone w Kaplicy Pamięci w Toruniu. Do tej pory zgłoszono ok. 40 000 nazwisk, w tym jest relacja z Gminy Sadowne, a dokładnie z miejscowości Sadoleś. Tam Drozd Wincenty i Waleria oraz córka Walerii – Jadwiga Szymanik nie odmówili pomocy osobom w potrzebie o czym zeznaje córka Jadwigi Szymanik – Teresa Ogonowska. Na początku Jadwiga Szymanik została poproszona przez pewną osobę żydowskiego pochodzenia o wysyłanie paczek ze swojego adresu do jego żony, ponieważ on tego nie mógł zrobić. Tak trwało dość długo, a potem słuch zaginął po tym mężczyźnie, ale ocalała żona, która mając adres odszukała po wojnie Jadwigę, ta zaś nie wiedziała co stało się z jej mężem i dwuletnim dzieckiem. Innym razem do domu rodziny Drozd przybiegła Żydówka ze swą postrzeloną w rękę córką prosząc o ukrycie jej, bo Niemcy są w trakcie obławy. Tak to wspomina po latach p. Teresa Ogonowska: „Żydówka przyleciała tam do mojej mamy(…), wiem, że mama mówiła, że prosiła, błagała żeby to dziecko skryć, a sama już gdzieś uciekła. Więc mamusia (…) opowiadała mi, że jakoś okręcili tam jej szmatą tę rękę(…) i w pęk słomy w stodole ją związali i postawili w tym pęku, że w razie jakby Niemcy wpadli(…). I przestała w tym pęku, ale w nocy ta Żydówka po nią przyszła i ją zabrała”. Ponadto we wspomnieniach zachowa się trzeci przykład pomocy tej samej rodziny: „(…) Na jesieni, to już w listopadzie, koniec października (…) Żydzi, z tej górki świerkowej, z tego lasku przychodzili i (…) tam w oborze z krowami nocowali, w te liście się zagrzebywali, mieli cieplej. Ale jak się troszeczkę zaczynało szaro robić, to chyłkiem uciekali do tego lasu, bo każdy się bał” (APRŻ, Relacje, Teresa Ogonowska).

Podobnych przykładów jak dziś wspomniane było znacznie więcej. Pamięć o wielu z nich zaginęła bezpowrotnie ponieważ nie została utrwalona w formie nagrania lub opisu. Dzięki p. Teresie Ogonowskiej, która zadzwoniła i przekazała informacje o swej rodzinie powyższy przykład ocalał i wszedł już do bazy danych nt. Polaków ratujących ludność żydowską.

Zakończenie

Jak widzimy, gmina Sadowne może poszczycić się bohaterami, którzy z narażeniem życia ratowali Żydów w czasie Holokaustu. Powyższe przykłady są tylko częścią tego co się wtedy działo. Wielu bohaterów pozostaje do dziś nieznanych, dlatego na koniec tego referatu pragnę zwrócić się z serdeczną prośbą i apelem o przekazywanie informacji na ten temat do Kaplicy Pamięci, która jest budowana w Toruniu, gdzie zostaną umieszczone nazwiska Polaków Ratujących Żydów. Wystarczy zadzwonić na numer 609 498 523, aby ocalić pamięć o bohaterskich rodakach.

Ponadto zachęcam do zapoznania się ze zdjęciami i relacjami które są na Facebooku pod adresem: Polacy ratujący Żydów. Jeśli zaś ktoś jest zainteresowany poszerzeniem wiedzy na ten temat to polecam książkę jaką napisaliśmy z dr. Edwardem Kopówką, dyrektorem Muzeum w Treblince pt. Dam im imię na wieki (Iz 56,5). Polacy z okolic Treblinki ratujący Żydów. Jest ona dostępna gratis do pobrania w wersji PDF ze strony muzeum w Treblince www.treblinka.bho.pl lub ze strony www.polacyizydzi.com.

Kończąc pragnę zacytować ks. Waleriana Maysztowicza, który powiedział: „Ginie, zanika pamięć. A jest to pamięć niezmiernie cenna. Jest to pamięć o tych, którzy życiem swoim i zgonem dawali świadectwo Prawdzie”.

Właśnie dla zachowania pamięci może warto utrwalić na stałe pamięć o Polakach ratujących Żydów w Sadownem i okolicach, aby pamięć o tych naszych bohaterskich ziomkach przetrwała na kolejne pokolenia.

Dziękuję bardzo!

Ks. Paweł Rytel-Andrianik

Profesor Papieskiego Uniwersytetu Świętego Krzyża w Rzymie

Wykładowca Wyższego Seminarium Duchownego w Drohiczynie

Wykładowca Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu