„Polnische und rusische Banditen” – cz. IV

ES.Nie było innej kary dla kolaborantów, zdrajców i sprzedawczyków Narodu Polskiego,

którzy nie pomni na względy polityczne i patriotyczne – woleli judaszowe srebrniki niż interesy jęczącej w niewoli Ojczyzny.

Te surowe, a jednocześnie zdecydowane i konsekwentnie działające kroki podziemnej sprawiedliwości wydawane w imieniu majestatu umęczonej Polski, były nie tylko wymiarem zasłużonej kary, lecz także hamulcem dla wielu takich Czachorów i jemu podobnych.

Niektórym jednak, mimo wielokrotnych ostrzeżeń, podobne decyzje nie pomagały… Mąciło się w nieszczęsnej i głupawej głowie imć pana burgermeistra mniemanie o tym, że hitlerowcy pozostaną w Polsce na zawsze, a sprawa zrzucenia przez naród narzuconego jarzma niewoli, miała być jego zdaniem niemożliwa. W dodatku, wg osobistych przy kieliszku wynurzeń, miał on solenne zapewnienie ze strony swego sokołowskiego mocodawcy Grammsa o całkowitej opiece nad nim w wypadku przegranej Niemców, aż do wywiezienia go pod opiekuńcze skrzydła hitlerowców nawet do vaterlandu. /sic/. Służalczy, niemal lokajski stosunek tego płytko myślącego człowieka, uczynił zeń, mimo wielokrotnych ostrzeżeń, zniewolone głupotą, uległe narzędzie w rękach okupanta.

Jego zbytnia gorliwość w wykonywaniu niemieckich zarządzeń przyprawiła nasz region w wiele tragicznych i kłopotliwych wydarzeń oraz posunięć natury administracyjno – gospodarczej, zawsze z korzyścią dla okupanta. Ze szczególną nienawiścią odnosił się ten człowiek do członków sadowieńskiego podziemia, nazywając ich w sposób jawny „bandyciakami”. Zbyt jaskrawie widać w tym było wierne naśladownictwo Wycecha wzięte z wzorów gestapowsko – żandarmerskich, którzy członków polskich organizacji konspiracyjnych nazywali „polnische banditen” (polscy bandyci). W ciasnej głowie tego krótkowzrocznego człowieka nie mieściły się pojęcia o historycznej potrzebie, a nawet konieczności istnienia ruchu oporu, a przeciwnie – uważał, że we wszystkim zniewolony przemocą naród winien okazywać bezwzględne posłuszeństwo i wypełniać bez szemrania wszystkie zarządzenia okupanta. Był zdecydowanym i nieprzejednanym przeciwnikiem organizacji wolnościowych na co mogą posłużyć konkretne niezbite dowody:

w roku 1943 przechwycono na poczcie w Sadownem przez zakonspirowanego tam żołnierza AK – list wójta W. adresowany do żandarmerii w Budziskach, a zawierający donos z wykazem imiennym wielu aktywnych członków sadowieńskiej konspiracji,

znalezienie przy nim osobistego notatnika, w którym były skrzętnie zapisane nazwiska członków AK z przybliżonym wykazem posiadanej broni,

wg relacji naocznego świadka, również wójta, lecz zmobilizowanego w tajnej organizacji, na zebraniu wójtów w Sokołowie zwołanym przez watażkę Grammsa i sutym po nim obiedzie przygotowanym specjalnie dla wójtów – sadowieński wójt po kilku głębszych kieliszkach, w ekstazie służalczego ogłupienia i chyba zupełnego postradania zmysłów, wznosił toasty za zdrowie kata narodów Europy Hitlera i Kreisshauptmanna Grammsa, za co był przez urzędników niemieckich gorąco oklaskiwany, zaś przez samego starostę serdecznie za ręce ściskany,

za jego „troskliwym wstawiennictwem” została w początkach roku 1943 sprowadzona na nasze tereny gromada zbirów z Feldgandarmerie z Latowicza k/Mińska Maz. dla całkowitego wyniszczenia resztek ludności żydowskiej kryjących się w okolicznych lasach i wsiach. Po każdej „udanej akcji” niemieckich siepaczy i masowym rozstrzeliwaniu nieszczęśliwych odbywały się w tzw. „Hoteliku” w Sadownem orgie pijackie z żandarmami, podczas których gromowładny wójt chełpił się powiedzonkami w stylu: „może wreszcie nasza gmina zostanie oczyszczona od zarazy żydowskiej” lub „wreszcie uwolnimy się od tych brudnych darmozjadów” itp.

To chyba wystarczy aby, oprócz niezliczonych innych dowodów świadczących o jego podłym obliczu, można było wydać właściwy i jedynie obiektywnie słuszny osąd o szkodliwości tego człowieka. Ponieważ ostrzeżenia nie odnosiły pożądanego skutku, a wręcz przeciwnie – wytwarzały w nim hardość i niczym nie uzasadnioną pewność dalszego niebezpiecznego dla elementu polskiego działania, organa ścigania zbrodni przeciw umęczonej Ojczyźnie wydały znany już nam z poprzednich rozdziałów wyrok w sprawie tego nieobliczalnego człowieka.

Zebrane tu dowody winy nie są wytworem wyobraźni lub osobistych niechęci w stosunku do jego osoby wynikających często z najróżniejszych sytuacji życiowych między ludźmi, lecz oparte są na wiarygodnych oświadczeniach wielu byłych członków sadowieńskiej konspiracji, którzy z tytułu przynależności do niej doznali ze strony Wycecha wielu gorzkich przykrości, aż do niechlubnego wyzywania ich „bandyciakami”. Można by mniemać, że taką nienawiścią pałało kilka osób, ale nie da się pogodzić z tą nienawiścią dziesiątków osób, z którymi przed napisaniem tych słów autor specjalnie rozmawiał. Nie ulega zresztą najmniejszej wątpliwości fakt, że po powrocie z niemieckiego więzienia, które chełpliwie Wycech nazywał „seminarium”, zmienił się ten człowiek do niepoznania. Dodajmy do tego znamienne pytanie – dlaczego prześladowany niby więzieniem wójt, powrócił łacno na to samo stanowisko?… Wiemy przecież, że z więzień niemieckich wracało się bardzo rzadko, a wręcz przeciwnie – trafiało się do obozów zagłady, w których ginęły setki, tysiące, a nawet miliony ludzi. Okres „urzędowania” wójta po powrocie z niemieckiego więzienia nie przypominał w niczym okresu poprzedzającego uwięzienie. Był to, trzeba powiedzieć z goryczą, nikczemny dla niego jako Polaka proceder służalczości i płaszczenia się wobec wroga.

Istnieje jeszcze do dziś nieuzasadnione niczym mniemanie, że wójt ten był niewinnym i skazany został na śmierć przez jednostki opozycyjne w stosunku do niego. Najwyższy na to czas by wreszcie rozprawić się z tymi błędnymi rachubami, które najczęściej oparte są na nieznajomości rzeczy i spraw z tamtych czasów lub na płytkich nieraz i niestety bardzo rzadkich dowodach rzekomej uprzejmości tego człowieka w wyświadczaniu tanich usług pomocniczych dla nielicznych jednostek potrzebujących tej pomocy w dobie ciężkich czasów wojennych. Jeśli nawet takie były, to nigdy cena zła jakie wyrządził Polsce i jej narodowi jest niewspółmiernie wyższa od drobnych świadczeń, których zazdrośnie skąpił i które z pewnością nie wywodziły się z pobudek ani humanitarnych, ani też patriotycznych. Przede wszystkim należy się tu pozostającym w błędnym mniemaniu o tym kolaborancie wyjaśnienie, że wydawanie wyroków śmierci na podobnych osobników oraz ich wykonywanie nie leżało w gestii miejscowych działaczy podziemia, lecz prowadzone było przez jednostki nadrzędne ze szczebla wyższego, dysponujące prawnie zorganizowanym i opartym na udokumentowanych przepisach specjalnie do tego powołanych organów ścigania i sprawiedliwości, zgodnych w swym postępowaniu z kodeksem prawnym, występującym oskarżycielem z urzędu i faktycznymi obrońcami oskarżonego.

Do obowiązków organów podrzędnych należało tylko informowanie i dostarczanie materiałów dowodowych pochodzących z bacznej i obiektywnej obserwacji terenu, a w nim działających na szkodę Narodu Polskiego jednostek.

Znani są do dziś ludzie, którzy działając w organach nadrzędnych organizacji konspiracyjnej celowo ku ewentualnemu opamiętaniu się Wycecha powstrzymywali i opóźniali zasądzenie go na surową karę, lecz niestety dyktowane trzeźwością i obywatelskim rozsądkiem ostrzeżenia nie odnosiły pożądanego skutku. Miara zła nagromadzonego przez tego zaślepionego i zadufanego w sobie człowieka przebrała się i sprawiedliwości musiało się stać zadość. Dla dobra sprawy i środowiska trzeba było niestety jednostki takie usuwać, aby jeszcze bardziej nie pogłębiały i tak już ogromnego tragizmu jakiego doznał nasz region w tych czasach.

Nie ma i nie może być usprawiedliwienia dla człowieka, który ponad miłość własnego narodu, współbraci i losów Ojczyzny, postawił i wybrał uwielbienie jednego z najkrwawszych oprawców naszego narodu jakim był hitleryzm. Próby pojedynczych, nieraz bardzo płytkich usprawiedliwień tego pyszałka, pozostającego w służbie oberkata narodów Hitlera, nie mogą być żadnymi dowodami, a rozsiewane są najczęściej z nieświadomości i nieznajomości istoty rzeczy. Karząca dłoń sprawiedliwości musiała dosięgnąć haniebnych czynów uprawianych wbrew woli narodu i na jego szkodę, podważając trudne wojenne życie, a przede wszystkim honor jako rzecz najświętszą każdego dobrego Polaka.

Źródło: SADOWIEŃSKIE OBRAZY – Zebrane wspomnienia z dawnego i bliższego życia Sadownego i okolic, Edward Sówka – SADOWNE 1970