Nasza ziemia rodzinna…

Czyż nie kochać jej za to, że nas wydała i zrodziła?… Czy nie miłować i uwielbiać za jej nas karmienie i odziewanie? Czyje to słowa?

Ponownie jest okazja nawiązać do dokumentów opiewających historię Ziemi Sadowieńskiej – okazją tą są obchody 500-lecia parafii pw. św. Jana Chrzciciela w Sadownem. Tym razem korzystamy z fragmentów maszynopisu byłego mieszkańca Sadownego, którego na pewno pamiętają nasi seniorzy. Śp. Edward Sówka – autor historii Sadownego, w opisie której da się zauważyć związki uczuciowe autora z rodzinną miejscowością. Zapewne w sercach wielu z nas gości podobne uczucie.

Hej życie – życie to historia”. Tak można powiedzieć o drugiej pasji byłego Dyrektora SP w Sadownem śp. Edwarda Sówki (pierwsza pasja to oczywiście „szkoła”). Spędził całe życie na ziemi sadowieńskiej, był z nią związany i współtworzył historię Sadownego. U krańca tego życia zapragnął podzielić się z innymi swoimi wspomnieniami, zasłyszanymi legendami i udokumentowanymi faktami z dawnego i bliższego życia Sadownego i okolic. Tak powstał maszynopis o tytule: SADOWIEŃSKIE OBRAZY – Zebrane wspomnienia z dawnego i bliższego życia Sadownego i okolic (nie doczekał się on jednak wydania w formie książki, a szkoda – zmarł w 1971 roku). Poczytajmy…

***

Sadowne – niewielka wieś, wciśnięta w krąg okolicznych lasów, łąk i pól nie mająca pretensji by nawet miasteczkiem ją zwano bo wsią się urodziła, taką przetrwała już ponad 450 lat i taką zapewne jeszcze długo pozostanie – jest centralnym, rzec można stołecznym ośrodkiem ziemi sadowieńskiego regionu.

Ileż myśli, ukochania i wspomnień kryje w sobie jej nazwa! Na ziemi tej ujrzały światło dzienne setki i tysiące mieszkańców – rodaków, którzy spędziwszy swoje tutaj życie, złożyli sterane trudem znoju ludzkiego zbolałe kości na niewielkim pagórku miejscowego cmentarza, albo odchowawszy się i wyrósłszy pracowali na niej w mozole lub wyemigrowali w świat szeroki dla poszukiwania lepszej, lżejszej doli.

Zrosły się z tobą ziemio nasza ukochana, wspomnienia wielu twoich mieszkańców z lat dziecinnych, pełnych beztroskich dni i lat wypełnionych ukochaniem każdego zakątka, spenetrowanego po wielokroć podczas upojnych godzin szczenięcych gonitw i zabaw…

W pamięci niejednego odżywają częste wspomnienia lat młodzieńczych opromienionych radością szczerych, serdecznych miłosnych przygód i przeżyć, albo okraszonych gorzkim nieraz żalem niepowodzeń, czy szarego smutku malującego się na stroskanej bólem twarzy po stracie osób umiłowanych lub najbliższych.

Nawet, gdy były one takie czy inne, pozostaną z pewnością w umysłach jej rodaków, jako trwałe i niezniszczalne znamiona wspomnień wyrytych na zawsze w pamięci urodzonych na równinie ziemi sadowieńskiej.

Od dawien dawna Sadowne jako miejscowość, wprawdzie niewielka, posiada mimo to swoje ustalone od niepamiętnych czasów części dzielnicowe. Sama nazwa w niczym nie jest związana z sadami jakby wydawać się mogło. Jego miano na pewno nie istniało od zarania swej historii, lecz jak mówi legenda powtarzana bardzo często jeszcze w czasach przedwojennych przez lud miejscowy, a szczególnie przez ludzi starych – miała wywodzić swoje pochodzenie od słowa sadowić się, usadawiać się.

Najprawdopodobniej nazwa naszej miejscowości wynikła w sposób zwyczajowy i utarła się wśród dawnego ludu podczas osadnictwa tych ziem, które do roku 1514 w miejscu dzisiejszego Sadownego były puste i niezamieszkane. Stopniowe osadnictwo, osadzanie, sadowienie się na tych ziemiach pierwszych mieszkańców Sadownego być może dało początek jego nazwie, która bez jakichkolwiek zmian utrzymała się do dziś.

Istnieje jeszcze inna wersja mniej prawdopodobna, lecz nie pozbawiona całkowicie słuszności, twierdząca, że nazwa naszej wsi powstała od czasu założenia przez Kapitułę Warszawską na tych terenach parafii kościelnej tj. od roku 1524. Według tej legendy, podczas objazdu delegacji kapitulnej po terenie dzisiejszej parafii dla ustalenia miejsca na pobudowanie pierwszego kościoła, wybrano dla tych celów niewielki pagórek położony w pobliżu skrzyżowania dróg, otoczony zewsząd lasami i mokradłami gdzie dziś stoi obecny kościół.

Po trudach podróży, zsiadłszy z bryczki delegaci zatrzymali się w tym miejscu, uznając je za najbardziej przydatne do pobudowania świątyni. Wydawało się im jednocześnie i to bardzo słusznie, że miejsce to będzie punktem środkowym dla obszaru wyznaczonej przez Zarząd Kapituły parafii. Wierząc tej wersji przyjąć by należało prawdopodobieństwo genezy nazwy Sadownego od wyrażenia jednego z tych delegatów, który rzekomo miał się wyrazić: – „Tu chyba usadowimy ten kościół” -. Tak czy inaczej obydwa przypuszczenia sprowadzają się do jednego i nieomylnego stwierdzenia, że nazwa metropolii naszego regionu wywodzi się od wyrazu „sadowić” tj. osadzać się co w początkach istnienia naszej wsi było ściśle związane z osadnictwem pierwszych mieszkańców Sadownego.

Inne miejscowości tak samo wprawdzie były zaludniane przez napływających osadników, ale geneza ich nazw wywodzi się najczęściej od lokalnych warunków i ich przymiotów w jakich się rodziły. I tak np. większość nazw okolicznych wsi wynikła z charakteru terenu naszej ziemi, która w przeważającej części była pokryta głębokimi, podmokłymi lasami. Stąd pochodzą nazwy: Grabiny, Zieleniec, Sokółka, Sadoleś, Zalesie, Brzózka, Szynkarzyzna (pierwotnie Sękarzowizna) podobnie jak Sadoleś zwany był początkowo Sadolasem. Lesisty charakter naszej ziemi od najdawniejszych czasów wiązał się z życiem jej mieszkańców i miał duży wpływ na kształtowanie się wielu dziedzin ich codziennych potrzeb, zwyczajów, a często i warunków bytowania.

Podobnie lecz nieco z innych powodów powstały nazwy poszczególnych dzielnic Sadownego, których można naliczyć aż 11- oto one: Kowalewskie, Kuźnica, Drak, Majdan, Pruska Kępa, Choina, Wieś, Poświątne, Piaski i Las. Kowalewskie dziś już zanikłe położone było między dzisiejszym Drakiem a Kuźnicą a nazwę swą jak się łatwo domyśleć wywodziło od kowalstwa silnie tu rozwiniętego ze względu na obecność w Sadownem darniowej rudy żelaza przetwarzanej i przekuwanej tu na Kuźnicy w II połowie XVIII i na początku XIX wieku.

Jeszcze do roku 1939 nazwa Majdan, gdzie dziś położona jest leśniczówka przy drodze do Orzołka, utrzymywana była i codziennie niemal wymawiana. Ze względu na sąsiedztwo okolicznych lasów i ówczesne duże zapotrzebowanie na produkty otrzymywane z drewna jak smoła, węgiel drzewny, dziegieć i terpentyna istniała tu przetwórnia drewna i karpiny na produkty wyżej wymienione. Miejsca takie w dawnych czasach nazywano majdanami, na których zamieszkiwali ludzie pracujący w tym przetwórstwie. Jeszcze dziś wnikliwe oko badacza przeszłości odnajdzie tu dobrze zachowane ślady istnienia smolarni na sadowieńskim Majdanie w postaci resztek klepiska i zagłębień świadczących o jej istnieniu.

Zanikła już dziś prawie zupełnie nazwa części Sadownego zwana Poświątnem. Zajmowała ona część działek rolnych przydzielonych przez plebana osadnikom sprowadzonym tu do obróbki ziemi w jego folwarku. Działki te położone były w pobliżu kościoła zajmując wschodnią część Sadownego. Dziś położone tu są osady Broniszów, Czajków, Wardów, Kalbarczyków i innych. Ich poprzedni właściciele to Konik, Sówka, Ciok, Warda.

Część ziemi leżąca na zachód od stawu I mostu, przez który przepływa Bojewka zwana była od stu pięćdziesięciu lat Pruską Kępą zamieszkiwaną dziś przez rodziny Parysów, Jagusiów, Tomasików i Chojnowskich. Po III rozbiorze Polski kiedy ziemie nasze znalazły się w rękach Austriaków w miejscu tym zaborca pobudował domy dla swych urzędników celnych, którzy tu zamieszkiwali z uwagi na pobliże granicy z Prusami przebiegającej poprzez linię Bugu.

To wydzielone od reszty Sadownego miejsce obsadzone przez zaborczą straż graniczną, ludność nasza nazwała „kępą”, co w rozumieniu naszego ludu zawsze było określane jako miejsce wzgardzone, obrzydłe, do którego odnoszono się z niechęcią i wstrętem. W tym przypadku dla dosadniejszego określenia pogardy dodano jeszcze wyraz „pruska” i tak już zostało chociaż zaborcy przebywali tu zaledwie czternaście lat. Zostali tylko po nich niektórzy ich plemieńcy, wasymilowali się w nasze środowisko i pozostali w nim łącząc się z naszymi na zawsze. Do dziś spotyka się po nich nazwiska mocno spolszczone jak np. Cymerman (niem. Zimmermann).

Zachodnia część Sadownego położona między ulicą Mazowiecką a szosą nazywana była od dawna Choiną. Jeszcze do dziś w pobliżu domostw Stefana Wódki i Franciszka Krupy tkwią ślady dawnej puszczy wytrzebionej niemal całkowicie w postaci nielicznych sosen zwanych przez miejscową ludność „chojakami”. Miejsce porosłe chojakami przezwane zostało Choiną i nazwa ta związała się na wiele lat z jej mieszkańcami, którzy z biegiem czasu coraz gęściej się tu zasiedlali.

Miejsce to zamieszkiwali przeważnie rzemieślnicy, wyrobnicy i skrajna biedota żyjąca nędznie nie wiadomo z czego. Była to garść ludzi upodlona pod względem społecznym i z reguły jakoś niżej traktowana niż inni. Przez nieuzasadnioną niczym pogardę nazywano ich „choiniarzami”. Do roku 1909 nie było tu ani jednego domu. Z chwilą pobudowania nowego, obecnie istniejącego kościoła a w związku z tym niespodziewanego widoku rozwoju życia gospodarczo-handlowego ówczesnego Sadownego, zaczęli doń napływać rzemieślnicy, którzy wykupując niewielkie parcele budowlane od miejscowych gospodarzy, osiedlali się tu tworząc rzemieślniczą kolonię zwaną później Choiną.

Jak nietrudno się domyśleć nazwa ta wiązała się ściśle z istnieniem tu rosnących sosen (chojaków), między którymi widniały ubogie, nieraz bardzo nędzne domostwa gnieżdżące pod swymi strzechami największą biedotę dawnego Sadownego. Pod względem świadomości społecznej i politycznej wielu spośród mieszkańców Choiny przejawiało dążenie radykalne jako działacze wiejscy, których nazwać można bojownikami o postęp i sprawiedliwość, o Polskę jako państwo, w którym nie było różnic klasowych i upodlenia warstw pracujących.

Do czołowych przedstawicieli z tej postępowej i wysoce uświadomionej grupy „choiniarzy” zaliczyć należy Stanisława Borkowskiego, Jana Ojdanę, Adama Kamińskiego, Władysława Kotlińskiego i Stanisława Jóźwika. Wizerunek jednego z nich jako człowieka pokazano w pracy niniejszej w rozdziale „Portrety”.

Z wymienionymi tu działaczami sadoweńskiej lewicy z Choiny współpracowali w latach dwudziestych ich duchowi przywódcy: Czesław Wycech, Jan Kić i Wacław Polkowski. W działalności swojej wysoce upolityczniona grupa świadomych i postępowych bojowników z Choiny, żyjąc najczęściej w biedzie i niedostatku rozumiała swą krzywdę społeczną jakiej doznawali i oni i im podobni budziła w mizernym ich życiu świadomość buntu i opozycji przeciw złu zakorzenionemu w niesprawiedliwym ustroju ówczesnego państwa polskiego.

Z innych dzielnic Sadownego, zanikłej dziś już niemal zupełnie wymienić należy istniejącą jeszcze do wybuchu II wojny światowej a obecnie zabudowaną prawie całkowicie sporą część zwaną ze względu na swój pustynny charakter Piaskami. Był niewielki piaszczysty kawałek terenu Sadownego położony między dzisiejszą osadą główną a Poświątnem, wokół którego tkwiły ubogie domostwa Żydów,  ich bożnica oraz kilka osad gospodarskich. Ze względu na lichą wartość uprawną plac ten nie był nigdy uprawiany,  a służył wyłącznie do gier i zabaw sadowieńskiej dzieciarni. Grzęzły tu co prawda nogi do kostek w sypkim, żółtym piasku,  ale z uwagi na brak innego lepszego placu było to znakomite miejsce do wyżywania się dziecięcych urwisów w przeróżnych zabawach.

Dziś po tym piaszczystym placu ślad nawet nie pozostał – zabudowano go niemal całkowicie i nawet najwnikliwszy badacz przeszłości Sadownego nie umiałby określić granic dawnych Piasków. Dużą ich część przeznaczono pod zabudowę domostw,  a resztę pokrywają place i gospodarcze zabudowania dzisiejszej Gminnej Spółdzielni. Na uboczu Piasków od strony południowo-zachodniej rosła potężnych rozmiarów dzika grusza i niewielka ilość skarlałych samotnie w ziemi tkwiących sosen, resztek dawnej puszczy.

Do dzielnic nowszych Sadownego zaliczyć należy jego część zwaną dziś Lasem. Jeszcze na niewiele lat przed II wojną światową teren ten, dziś gęsto zabudowany, stanowił przerzedzony mocno, mieszany las łączący się w jedno z jego dalszymi połaciami sięgającymi dziś pod Zieleniec, Krupińskie czy Szynkarzyznę. W latach dwudziestych obecnego stulecia nie było tu ani jednego domu i było to ulubione miejsce zbierania jagód i grzybów oraz na jego przydrożnej polanie zabaw młodzieży sadowieńskiej – zwanych majówkami. W latach trzydziestych pojawiły się pierwsze domy,  a za nimi jak przysłowiowe grzyby po deszczu wyrastały inne, zapełniając ten teren i czyniąc z niego nową mieszkalną dzielnicę naszej pięknej miejscowości.

Kuźnica, to na równi z Kowalewskiem dawne części Sadownego związane swymi nazwami z rzemiosłem kowalskim, które tu rozwinięte było ze względu na obecność w okolicy Sadownego rudy darniowej. Piece hutnicze znajdujące się na Kowalewskiem i Kuźnicy przetapiały tę rudę na surówkę żeliwną. Kooperantem tych hut był pobliski Majdan dostarczający koniecznego do wytopu, węgla drzewnego. Wprawdzie niezbyt długo istniały tutaj te huty zwane także dymarkami, ponieważ niska wydajność sadowieńskiej rudy okazała się nieopłacalna i zakłady te około roku 1818 całkowicie zlikwidowano.

Tradycja rzemiosła kowalskiego tkwiła tu potem jeszcze przez długie lata i utrzymywana była przez rodzinę Węgrzynów, lecz i oni ostatecznie zlikwidowali swą kuźnię, po której dziś nawet śladu żadnego nie ma. Świadectwem istnienia tu pieców hutniczych są zagłębione tuż pod powierzchnią ziemi drobne kawałki żużla piecowego, które na pagórkach Kuźnicy i w miejscach po Kowalewskiem spotkać dziś często można, jako dowody potwierdzające dawną obecność hut żelaza.

Mimo, że całe Sadowne do chwili obecnej od dawien dawna jest wsią to jednak jego część położona za szosą wzdłuż drogi do Rażen nosi zwyczajową nazwę, utartą przez wiele już dziesiątków lat,  a określaną ze względu chyba na swój wybitnie rolniczy charakter Wsią. Handlowo – rzemieślniczy charakter głównej części Sadownego przy ulicy Kościuszki i jej przyległych terenów nazywany był często osadą.

Wspomnianą wyżej część zwaną Wsią zamieszkują i zamieszkiwali od dawien dawna rolnicy, których przodkowie osiedlili się tu podczas kolonizowania i zasiedlania tych ziem w ramach normalnego osadnictwa jakie prowadziła na tych ziemiach Kapituła Warszawska dla gromadzenia rąk roboczych do wykonywania pracy pańszczyźnianej w pobliskim dworze – folwarku rażnieńskiego i na ziemi plebańskiej. Do najstarszych rodzin chłopskich w tej części Sadownego zaliczyć należy: Sychów, Kądzielów, Zbrzeżnych, Oltonów, Brzostków, Sówków, Krupów, Zakrzewskich i Ojdanów. Inne rodziny osiedliły się tu znacznie później.

Niektóre działy rolne nabywane były w czasach poźniejszych drogą dobrowolnego wykupu. Droga prowadząca przez sadowieńską Wieś była kiedyś błotnista, niemal wiecznie rozmokła i pełna dziur i niebezpiecznych i dla ludzi i dla zwierząt wybojów. Nizinny charakter tej części Sadownego,  a w szczególności tereny położone po prawej stronie drogi wiodącej do Rażen, utrudniały nawet sytuowanie zabudowań gospodarskich, których tu nie budowano i do dziś ich nie ma, aż dopiero na samym końcu drogi gdzie znajdują się posiadłości Kądzieli, Wójcika, Piwka i Sychów. Dziś te mokradła osuszono przez zmeliorowanie i utwardzenie drogi leszem i żużlem piecowym.

Zniknęły w tej wybitnie wiejskiej dzielnicy Sadownego stare, niskie odwieczne chaty wiejskie, a ich miejsce zajęły pobudowane już po wojnie nowe, przestronne domy murowane. Stanęło również wiele nowych nie krytych już słomą zabudowań gospodarczych, do których od roku 1958 dotarła energia elektryczna dająca oświetlenie i zastępująca siłę rąk ludzkich i jarzmo ciężkiej pracy zwierząt, szczególnie koni.

Trudno jest znaleźć w jakimkolwiek słowniku, nawet w staropolskim Z. Glogera – wytłumaczenia wyrazu „drak”. A tymczasem w Sadownem i okolicy istnieje takie wyrażenie utarte w tym regionie od dawna oznaczające sosnową listwę drzewną, dartą z łupliwego kawałka szerokości 2 do 2, 5 cm, dowolnej długości i grubości ok. 1 cm, służącą do wybijania krzyżowego ścian domu drewnianego pod warstwę tynku, sporządzanego różnie albo z zaprawy glinianej w dawniejszych czasach albo z wapienno-piaskowej w czasach nowszych.

Nie znajdując innego odpowiednika w słownictwie polskim, a opierając się raczej na nazwie regionalnej wyżej wymienionej należy przypuszczać, że nazwa dzielnicy Sadownego położonej przy drodze do Sokółki i Kołodziąża zwana od niepamiętnych czasów Drakiem od tych tynkowych deszczułek się właśnie wywodzi. Na potwierdzenie powyższego przytoczę wypowiedź w tej sprawie dawnego mieszkańca Sadownego, zmarłego przed wojną 1939 r. w wieku ponad 80 lat Jana Marcjanika, który w swych częstych nieraz wynurzeniach o przeszłości naszego regionu opowiadał, że tuż za Kowalewskiem przy drodze w.wym. mieszkało w dawnych czasach kilku robotników leśnych, trudniących się darciem z gorszych pniaków sosnowych tzw. dranek lub draków służących właśnie do tynków w budynkach mieszkalnych.

Stosowanie ich w czasach obecnych należy już do wielkiej rzadkości, choć jeszcze gdzieniegdzie przez ludność uboższą wykorzystywanych. Z łatwością natomiast spotkać je można w budynkach starych wznoszonych przed wieloma laty. Tak więc część Sadownego zwana Drakiem znajduje również pewne uzasadnienie na pochodzenie swej nazwy. Dziś tu tkwi kilkanaście zaledwie gospodarstw, które stanowią jakby odrębną kolonię rozrastającego się wciąż Sadownego.

Od początku swego istnienia, bo już od pierwszej połowy XV wieku, odkąd to historia określa ślady pierwszego życia naszego regionu, przewinęło się przez ten teren tysiące tu osiadłych i urodzonych. Różne były ich losy i koleje. Jedni trwając w uporczywym, trudnym mozole codziennego, osadniczego życia, karczowali puszczę sadowieńską, wydzierając jej spłachcie ziemi pod uprawę ziemiopłodów. Inni, w poszukiwaniu lżejszej, lepszej może doli, wędrowali przenosząc się w różne strony kraju.

Bywało, że dziesiątki, a nawet setki i tysiące naszych dawnych poprzedników, z braku odpowiednich środków zapobiegawczych marły gromadnie podczas panujących tu epidemii „morowego powietrza”, jak wówczas mówiono. Byli i tacy, którzy w dobie okrutnego niedostatku opuszczali wielodzietne, przeludnione rodziny i zwabiani błyskotliwymi obietnicami agentów myszkujących po wsiach – emigrowali na „Saksy”, do obu Ameryk, Francji, Belgii czy innych obiecujących „złote góry” krajów.

Wielu tych poszukiwaczy lepszego chleba, zetknąwszy się z surowym, często niezdrowym klimatem lub pracą ponad siły, wymierali w dalekich, zamorskich krainach, w których najczęściej pierwszeństwem do życia była bezlitosna walka dyktowana prawem pięści w zdobywaniu chleba i obiecywanej przez agentów fortuny. Potomkowie naszych rodaków, którzy przetrwali ciężar tych zmagań, po dziś dzień żyją w tamtych krajach, wasymilowali się w ich warunki i zrośli się z nimi na zawsze.

Wielu naszych rodaków pochłonęły wojny i najazdy przeróżne, których przez naszą ziemię przetoczyło się wiele. Najświeższą w pamięci i najokrutniejszą w swych straszliwych skutkach była II wojna światowa. Do dziś pozostał po niej koszmar bolesnych, wstrząsających wspomnień o bestialstwie ludzkim nie mającym sobie równych w dziejach narodów i świata. Wojna ta wypędziła z kraju także wielu mieszkańców regionu sadowieńskiego poza jego granice, pod obce nieba. Wielu z nich, wciągnąwszy się do armii zaprzyjaźnionych, walczyło z hitleryzmem na różnych frontach świata.

Byli i tacy, którzy walcząc we wrześniu 1939 r. na ziemi ojczystej, polegli śmiercią żołnierzy-bohaterów i wieści żadnych dotychczas o nich nie ma. Było takich wielu, którzy znalazłszy się po zakończeniu wojny w dalekiej Australii, Anglii, Francji czy Ameryce, obrawszy sobie nowe ojczyzny, pozostali w nich bez myśli powrotu do kraju. Na pewno trapi ich nostalgia i myślami codziennie wracają do swojego miejsca urodzenia, na wykołysaną w snach nadbużańską równinę łąk, lasów i pól, niezapomnianą ziemię sadowieńską.

Ziemia nasza kryje w sobie ofiary wandalizmu hitlerowskiego z tej okrutnej wojny. Wiele istnień ludzkich zgasił napastnik we wrześniu 1939 r., jak również podczas przeprowadzanych tu akcji pacyfikacyjnych, z których szczególnego omówienia wymaga martyrologia sadowieńskich i okolicznych Żydów mordowanych tu masowo w grudniu 1942 oraz styczniu i lutym 1943 r.

Miejscowy cmentarz parafialny w Sadownem jest także miejscem wiecznego spoczynku 50 nieznanych polskich żołnierzy, bohaterów tragicznego września 1939 roku.

W Grabinach, Zarzetce, Wilczogębach, Płatkownicy, Sadolesiu i Sadownem śladami zbrodni nieludzkich znaczyli hitlerowscy oprawcy swój krwawy tutaj pobyt. Są to miejsca uświęcone niewinnie przelaną krwią rodaków na tych ziemiach wyrosłych.

Męczeńska ziemia nasza, na równi z innymi ziemiami polskiego kraju, byłą nie tylko w dobie ostatniego najazdu, lecz również i na przestrzeni wielowiekowego jej istnienia, obficie zroszona krwią chłopską, która po wsze czasy świadczyć będzie potomnym o swej ofierze głębokiego do niej przywiązania. I dlatego także, nie tylko z racji naszego z niej rodowodu, czcić ją i szanować powinniśmy, jako macierz naszą, z którą losy mieszkańców regionu sadowieńskiego zrosły się na zawsze.

Czyż nie kochać jej za to, że nas wydała i zrodziła?… Czy nie miłować i uwielbiać za jej nas karmienie i odziewanie?

Kochamy cię ziemio najmilsza za twe bogate, kwietne łąki nadbużańskie, łany żytnie i pszeniczne pachnące chlebem powszednim i szumiące podczas plonowania miłosną modlitwą bytu twego i naszego!… Ileż piękna, poezji życia, mgielnej ciszy i zadumy leśnej znajdziesz w resztkach dawnej puszczy sadowieńskiej przetrzebionej gospodarną ręką polskiego drwala, a ostatnio chytrymi pazurami chciwego zdobyczy niemieckiego zaborcy?

Ucierpiały bardzo w dobie hitlerowskiej okupacji lasy nasze piękne! Wyniosłe, wiekowe starodrzewy legły w dobie tych okrutnych czasów pod toporami niszczycielskiej, zaborczej gospodarki. Wiecznie malowniczy Jegiel, a w nim Bogackie Góry, lasy sękarskie, sadoleskie, ociętowskie czy Krupińskie – Borki Płatkownicy i Sojkówka powielekroć przemierzane i spenetrowane w poszukiwaniu jagód, grzybów lub innego runa leśnego – dostarczyły wielu wzruszeń, zadowolenia i radości z napełnianych nimi dzbanów, kobiałek czy koszów.

Ileż razy podczas takich wypadów spotykałeś się rodaku naszej ziemi z mieszkańcami tych lasów – sarną albo dzikiem odyńcem biegnącym z tupotem i trzaskiem łamanych gałęzi przez bagna i trzęsawiska „Mokrego Jegla”?

Ostatnio nawet pojawił się w naszych stronach i polubił je bardzo chroniony wysoce, wspaniały i ociężały łoś, dawny, nierzadki tu osadnik tych lasów i mokradeł.

Z drobniejszych: płochliwe zające, lisy, a nawet borsuki tkwiące uparcie w swych głębokich jamach, zaś z ptactwa – rozliczna ilość drobnych, których nie sposób wyliczyć i większych jak: cietrzewie, puchacze, myszołowy, jastrzębie, czaple, bociany i krzykliwe żurawie.

Czyż nie ukrywasz nasz rodaku w głębi swego serca tajemnej, przechodzącej już prawie w niepamięć, wdzięczności dla naszych lasów, które w chwilach grozy wojennej osłaniały cię igliwiem i listowiem swych gałęzi przed złym, okrutnym okiem hitlerowskiego zaborcy? Kryły i chroniły nas wówczas one i ocaliły niejednego od zguby całkowitej lub pojmania w niewolę.

Wszystko to ziemia nasza ukochana, w którą wrośliśmy i tkwimy na niej codziennie z uporem i miłosnym przywiązaniem!

Najczęściej włączeni w kołowrót żmudnej pracy zawodowej nie dostrzegamy jej piękna, krasy niezwykłej i uroku, którymi tak bardzo zachwycają się przebywający tu rok rocznie od wielu dziesiątków lat warszawscy letnicy, lub inni przybysze znajdujący się tu nieraz przypadkowo.

Oczy nasze przywykły do obrazów natury codziennie nas otaczającej i dlatego są nam obojętne, szare, powszednie i zdałoby się bezbarwne. Wokół całego regionu sadowieńskiego, w cudownie pięknych zakątkach leśnych lub malowniczych obrazach nadbużańskich nizin, istnieją dziesiątki zmieniających się co krok uroczych, wspaniałych tematów malarskich dla artysty plastyka, miłośnika piękna – stanowiące niezaprzeczalnie ukształtowaną typowość natury polskiego nizinnego krajobrazu.

Omszałe, wielowiekowe dęby Sojkówka, Płatkownicy czy grzebalnego cmentarza to milczący, wiekowi świadkowie minionej przeszłości i historii naszej ziemi.

Siwe, czapiaste przydrożne i łąkowe wierzby łyskające wypróchniałymi od starości trzewiami swych pni, lub wybielone pędzlem natury płaczące brzozy, zadumane olchy, trzęsące się wiecznie osiki i rącze, strzeliste topole, a wraz z nimi śmigłe sosny i zawsze zielone świerki, to typowi przedstawiciele drzewostanu polskiego, których tu znajdziesz niezliczoną rzeszę.

Jesteś nasza ziemio rajem wędkarzy i rybaków różnego autoramentu. Płynący leniwie Bug i wpadające do niego strumienie i rzeczki, jak Ugoszcz, Bojewka i Wilącza, mniejsze i większe stawy i jeziorka rozliczne, rozrzucone we wsiach nadbużańskich, to wody obfitujące w przeróżne gatunki ryb. Zetkniesz się tu namiętny wędkarzu z drapieżnym i przemożnym władcą nizinnych wód – szczupakiem, a sandacz, rabuś wodny, buszuje bezkarnie za drobnicą w spokojnej wodzie Bugu. Okonie, dzikie karpie, płocie, leszcze, liny i wiele, wiele innych pluszczą i błyskają w ciemnych toniach jezior, stawów i strumieni ku pożądliwym oczom amatorów wędziska, przenikającym ponure głębiny nizinnych otchłani wodnych.

Miłośnikom sportu myśliwskiego, zagorzałym zwolennikom strzelby, zrzeszonym w łowieckich kołach, dostarczasz ziemio nasza w określonych porach roku – zwierzyny i ptactwa łownego.

Dziki, sarny, lisy i lękliwe szaraki, oto obiekty pożądania myśliwskiego oka. Nad Bugiem i pobliskimi wodami jezior w szuwarach i zaroślach gęstych, stada cyranek podrywają się do strzału ku uciesze i radości zapalonych, brodzących nieraz po pas w wodzie zwolenników starej prapolskiej „żyłki” łowieckiej.

Jesteś nasza ziemio nawiedzana w porze wiosny, i to czasem dwukrotnie, fatalną w skutkach powodzią, powodowaną wylewami leniwego wprawdzie, lecz groźnego i drapieżnego wtedy Bugu. Przeciwległy, leżący na wysokim brzegu Brok przegląda się wówczas w lustrze rozlanych szeroko odmętów wiosennej powodzi. Zalana jesteś wtedy ziemio i niewidoczna. Sponad ogromnej tafli spienionych wód sterczą wrosłe w twoje podłoże wierzby pochyłe i olchy wyniosłe, a wierzchołki polowych płotów znaczą granice terenów pastwiskowych, rezerwatów żywieniowych koni i bydła.

Jedyną korzyścią, jaką każda powódź po sobie zostawia, to żyzny muł rzeczny, który rosnącym nad Bugiem łąkom dostarcza życiodajnych soków. Dzięki temu stanowią one niezaprzeczalne bogactwo naszego regionu, dając wiele wartościowej paszy inwentarzowi gospodarskiemu.

Nie jesteś zbytnio urodzajna ziemio nasza. Nie stanowisz gleby pełnowartościowej. Tylko w Morzyczynie, Rażnach i Kołodziążu struktura twoja jest nieco bogatsza i żyźniejsza. Lubi w tych wioskach rosnąć złocista pszenica, pożądanie wielu jej uprawników. W reszcie wsi naszego regionu jesteś ziemio nasza ubożuchna, piaszczysta, olszowa, przeniknięta zimnicą, nie dając bujnego wzrostu ziarnom w ciebie rzuconym. Liche, nędzne żyta, owsy, jęczmiona i w przeważającej części ziemniaki, stanowią twoje główne ziemiopłody.

W latach odległych, kiedy porośnięta byłaś w ogromnej swej części gęstą puszczą, rodziłaś ziemio nasza wyniosłe drzewa rozliczne, w których bartnicy hodowali pszczoły dające obfitość złocistego miodu. Nie darmo historyk tych ziem (T. Szczechura – „Nad Bugiem, Ugoszczą i Wilączą”) zowie ciebie „krainą miodem płynącą”. Bogactwo różnorodnych w puszczy i na łąkach ziół i roślin miododajnych, stanowiły wówczas nieprzebrane źródło nektaru, podstawowego surowca dla pracowitej pszczelej społeczności. Dziś osłabłaś w swej miodnej płodności. Zmniejszyła się ilość pasiek, a bartników – zwanych dziś pszczelarzami – policzysz na palcach obu rąk.

Solą twego życia, ziemio nasza ja milsza, był, jest i będzie zawsze człowiek. Choć kiedyś, w dawnych czasach, byłaś ziemią pańską – prawem natury, potrzeby i nakazu przeznaczenia, stałaś się w swoim czasie ziemią prawowitego jej gospodarza – stałaś się ziemią chłopską – własnością tych, którzy odwiecznie tobie byli przeznaczeni. Nigdy pańskie, a tylko chłopskie, pracowite ręce wydzierały cię puszczy mrocznej i dzikiej byś rodzić mogła rośliny uprawne. To one, chłopskie dłonie a nie inne, pieściły cię i pielęgnowały, karczowały ostępy i knieje, zamieniając je z twardym, chłopskim uporem na urodzajne zagony – chleb dające!

Z nadzieją i pożądliwą myślą o przyszłych plonach, miłosnym spojrzeniem ogarnia cię rolnik – twój najlepszy, najbliższy i wierny przyjaciel, który w ranny czas wiosny i lata rozkochanymi oczyma włodarza spogląda na cel swej pracy, na mocne i krępe pędy źdźbeł żytnich i pszenicznych sperlonych błyskającymi diamentami kropel rosy, chylących się pod ciężarem dorodnego nieraz ziarna. To jego, niezawodnego twego towarzysza utrudzone ręce karmią cię nawozem, spulchniają twą strukturę byś płodniejszą była i rodziła najbogaciej, oddając mu swe plony w upalny czas żniwnego lipca i w chłodne, zasnute nićmi babiego lata mgliste dni złotej, polskiej jesieni.

Po wielomiesięcznym trudzie hojnego płodzenia szarzejesz w dni listopadowe, aby pod całunem zimowej pokrywy śnieżnej, skuta okrutnym mrozem, przetrwać, zażywając zasłużonego odpoczynku do nowej wiosny, która odwiecznym swym prawem wiedziona – tchnie w ciebie dawkę nowego, cudownego życia – rodzenia dla soli twojej – człowieka, włodarza twego i serdecznego przyjaciela.

Zrodziłaś lub wychowałaś sadowieńska ziemio ludzi zwykłych i zasłużonych Ojczyźnie, którzy zdrowie swoje, życie i siły oddali w ofierze dla pomnażania Jej wielkości, sławy i chwały, pracując z myślą dla Niej na wielu różnych odcinkach. Ich znakomita działalność na polu państwowym, społeczno-twórczym, kulturalnym i gospodarczym pomnaża wartości potęgując Jej wielkość, sławę i dobre imię w szerokim świecie.

Taką a nie inną jesteś ziemio nasza rodzinna i za to wszystko co nam dawałaś i dajesz, kochamy cię serdecznie, pragnąc w jesieni naszego życia złożyć w twoim chłodnym łonie nasze utrudzone wędrówką znoju, pracy i życia – kości. Przyjmiesz je, boś je zrodziła po to, aby na powrót w proch obrócić.

Na lekturę pełnej wersji maszynopisu i po informacje o jego autorze zapraszamy na stronę http://info.sadowne.pl/?cat=841&paged=6.

Tekst/foto: Sławek Chyliński

Źródło: Edward Sówka, SADOWIEŃSKIE OBRAZY – Zebrane wspomnienia z dawnego i bliższego życia Sadownego i okolic, Sadowne 1970