W hołdzie bohaterom…

2014.04.26.126 kwietnia uroczystą Mszą Świętą w Kościele pw. Św. Jana Chrzciciela w Sadownem rozpoczęły się obchody 70-lecia zrzutu sprzętu wojskowego dla AK.

26 kwietnia w Sadownem odbyły się uroczystości upamiętniające 70 rocznicę zrzutu sprzętu wojskowego dla AK w Wilczogębach, który miał miejsce w nocy z 16/17 kwietnia 1944 r. Współorganizatorami uroczystości byli: Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej Okręg Warszawa Wschód, Starostwo Powiatu Węgrowskiego oraz Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych w Sadownem.

Uroczystości rozpoczęły się o godz. 11.00 mszą w miejscowym kościele parafialnym, na którą przybyli członkowie organizacji kombatanckich, przedstawiciele: władz, placówek oświatowych i organizacji, lokalnej społeczności – w asyście pocztów sztandarowych, strażaków z OSP i strzelców z Jednostki Strzeleckiej 5001. Mszę koncelebrowali: ks. Stanisław Wojciechowski – proboszcz parafii oraz ks. prałat Tadeusz Osiński. Podczas mszy poświęcono, ufundowaną przez społeczeństwo Ziemi Sadowieńskiej, tablicę upamiętniającą bohaterskich mieszkańców wsi Wilczogęby.

Po mszy na cmentarzu parafialnym złożono kwiaty na grobie por. Henryka Małkińskiego, dowódcy miejscowego oddziału AK, a uroczystość uświetniła obecność wdowy po zmarłym – p. Jadwigi oraz jego bratanicy z córką. Uczestnicy obchodów następnie przemaszerowali ulicami Sadownego do budynku Zespołu Szkół Ponadgimazjalnych, gdzie powitał ich p. Sławomir Ryszawa – dyrektor ZSP, natomiast historię zrzutu w Wilczogębach, działalność partyzancką por. Małkińskiego i jego oddziału omówił p. Mirosław Widlicki – członek Zarządu Głównego Światowego Związku Żołnierzy AK i główny pomysłodawca tej uroczystości. Głos zabierali też zaproszeni goście.

A później – wspomnienia, pogawędki, dalsze plany oraz oglądanie zdjęć z dwóch przygotowanych, tematycznych ekspozycji.

Zdjęcia w galerii Google>>>

Ale, ale… być może nie wszyscy z Państwa znają przebieg wydarzeń w Wilczogębach, które miały miejsce w 1944 roku, a które obecnie postanowiono upamiętnić uroczystościami i symboliczną tablicą. Dość szczegółowo opisał historię tego zrzutu p. Andrzej Firewicz (nieżyjący już autor znanej nam pozycji książkowej Sadowne i okolice wczoraj i dziś) w artykule, który ukazał się 10 lat temu w ogólnopolskim dzienniku – zacytujemy go Państwu w całości:

Owej kwietniowej nocy szum krążącego nad wsią samolotu obudził mieszkańców, którzy po chwili zauważyli opadające na wieś spadochrony z zasobnikami. Samolot zrobił kilka kręgów nad Wilczogębami, zanim zrzucił zasobniki. Niestety, przekazy świadków tego wydarzenia różnią się. Jeden z uczestników akcji ukrywania zasobników pisał, że zrzut miał miejsce w końcu marca 1944 r., inny natomiast, że nastąpiło to na początku maja 1944 r. Obaj podają też inną liczbę przejętych zasobników. Jeden twierdzi, że było ich 9, drugi, że 11. Różnice te wynikają prawdopodobnie stąd, że obie relacje spisane były po upływie 30 lat od tego wydarzenia.

W obawie przed Niemcami najbliżsi sąsiedzi skrzyknęli się, aby do świtu ukryć spadochrony i metalowe zasobniki. Część spadochronów pływała na  graniczącym ze wsią jeziorze Kotło. Były bardzo ciężkie, po 100 kg wagi każdy, i dlatego grzęzły w rozmokłej po niedawnej powodzi ziemi. Ludzie ładowali je na furmanki, przewozili na drugi brzeg jeziora, gdzie zakopywali je w dużym dole. Pracę zakończono o świcie. W zasobnikach były „steny”, „colty”, amunicja i dużo trotylu. Znad jeziora zasobniki przewieziono do lasu w Jeglu pod Sadownem i tam je ukryto. Akcją kierował Henryk Małkiński ps. „Kulesza”, dowódca miejscowego oddziału AK.

Do dziś okoliczni mieszkańcy uważają, że zrzut nastąpił pomyłkowo. Miał rzekomo odbyć się na łąkach koło Ostrówka, niedaleko stacji Łochów, ale pilot nie otrzymał czy też nie wypatrzył odpowiedniego sygnału z ziemi. Wobec tego samolot angielski poleciał na północ, zrzucając broń na wieś Wilczogęby. Czemu zrzucił właśnie tu, nie wiadomo. Wersję, że zrzut broni miał nastąpić innym miejscu niż Wilczogęby podtrzymuje dziś mieszkaniec tej wsi, Józef Wiesław Kowalczyk. Nie zna on miejsca, gdzie miał nastąpić zrzut, ale słyszał od miejscowego akowca, że podobno hitlerowcy pojawili się na zasadniczej placówce zrzutowej i to dlatego Wilczogęby tej nocy stały się miejscem zapasowym. Kowalczyk wspomina dziś, że spadochrony miały kolor czerwony.

Gdzie miał się odbyć zrzut, wyjaśniła była sanitariuszka sadoweńskiej placówki AK, „Sarna”. Wspomina ona, że pewnego wieczoru przyszedł do niej w Zieleńcu Henryk Małkiński ps. „Kulesza” z kilkoma chłopcami z konspiracji i poprosił jej ojca, Franciszka Rychla, aby dał mu dwa konie i furmankę, które były mu potrzebne do odbioru zrzutu lotniczego. Po kilku godzinach, już w nocy, ona i domownicy widzieli na pogodnym niebie krążący nad lasem w okolicy pobliskiej wsi Topór duży samolot. Niedługo potem przyjechał „Kulesza” z chłopcami. Był bardzo zdenerwowany i mówił im, że osoba odpowiedzialna za zapalenie ogniska sygnalizacyjnego na zrzutowisku nie zdążyła zapalić ognia i samolot odleciał. Po chwili przyjechał na rowerze łącznik i zameldował „Kuleszy”, że nastąpił zrzut na wieś, nie wymieniając jej nazwy. Chłopcy wskoczyli na furmankę i pojechali w stronę Sadownego. Małkiński pojawił się w Zieleńcu po dwóch dniach. Mówił, że chłopcy odebrali zrzut i ukryli zrzuconą broń. Żałował, że część pojemników utonęła oraz nadal był zły na osobę, która nie zdążyła zapalić ogniska sygnalizacyjnego. Obawiał się też represji niemieckich wobec ludności.

Należy w tym miejscu wspomnieć, że w sztabie obwodu AK Węgrów, któremu podlegała placówka sadowieńska, znajdował się referat przerzutów powietrznych (PP), którym kierował pchor. Zdzisław Werstak. Na terenie obwodu dokonano kilku zrzutów broni przez samoloty alianckie, ale brak jest szczegółowych wspomnień uczestników, którzy przygotowywali zrzutowiska i odbierali zrzuty. Są tylko krótkie wzmianki o zrzutach w dniu 24/25 lutego 1944 r. na polach między Roguszynem a Czerwonką Liwską oraz na początku kwietnia 1944 r. między Bojmiem a Słuchocinem. W brytyjskiej dokumentacji lotniczej zostały one określone jako placówki „Szczotka” i „Szmata”.

W 1944 roku alianckie samoloty dokonały zrzutów broni oraz skoczków w okolicach Wyszkowa, Tłuszcza i Łochowa w nocy z 8/9, 9/10, 12/13, 15/16 i z 16/17 kwietnia. Wówczas w pobliżu Wilczogąb znajdowało się kilka placówek zrzutowych. Placówka „Kosz” znajdowała się 21 km na wschód od Wyszkowa po lewej stronie Bugu (okolice Ostrówka, Zieleńca, Toporu). W nocy z 16/17 kwietnia 1944 roku, kilka minut po północy, z samolotu Halifax BB-338 pilot Storey dokonał zrzutu 6 zasobników i 9 paczek. Komenda Główna AK potwierdziła odbiór przesyłki.

Zapewne znaną alianckim pilotom była też placówka „Stolik”, znajdująca się 15 km na południowy zachód od Małkini (okolice Mrozowej Woli, Toporu i Zieleńca). Była to placówka zapasowa dla lotu w nocy z 12/13 kwietnia 1944 r. samolotu Liberator pilotowanego przez Stanisława Kłosowskiego, ale po godzinie lotu pilot zawrócił z powodu choroby członka załogi. Może więc zrzut na Wilczogęby był zrzutem dokonanym na placówkę „Kosz” w nocy z 16/17 kwietnia.

Nalot żandarmów z Ostrowi Mazowieckiej na Wilczogęby nastąpił po kilku tygodniach od zrzutu – 31 maja 1944 r. Żandarmi pieszo podeszli do wsi, zostawiając samochody na szosie i w ten sposób zaskoczyli poszukiwanych. Hitlerowcy aresztowali prawie wszystkich członków AK, którzy brali udział w ukrywaniu broni. Tylko kilku zdążyło ukryć się i uratować. Okazało się, że Niemcy znali nazwiska członków miejscowej organizacji podziemnej i ludzi, którzy wywieźli pojemniki ze zrzutu. Aresztowanych sprowadzono do miejscowej remizy strażackiej (budynek ten już nie istnieje). Jeden z żołnierzy AK, Bronisław Marczyk, zdążył ukryć się pod podłogą sceny w remizie. Niechcący stał się on świadkiem przesłuchań i tortur swoich kolegów z konspiracji. Maltretowani i bici członkowie podziemia nie ujawnili miejsca ukrycia broni ani żadnych spraw organizacji. Aresztowano wówczas i zakatowano kilku członków AK. Eugeniusza Wycecha (brata Czesława Wycecha, późniejszego marszałka Sejmu PRL), Eugeniusza Marczyka (brata uratowanego świadka) i Stefana Gałązkę wywieziono do Ostrowi Mazowieckiej, gdzie zmarli w więzieniu. Bolesława Wycecha i jego syna Dariusza zamordowano w więzieniu na Pawiaku w Warszawie. Nicefor Wycech, Eugeniusz Sówka, Stanisław Puścion oraz Aleksander Prabucki zostali potem zabrani do obozów koncentracyjnych w Niemczech, gdzie zginęli. Spośród zatrzymanych tylko Kazimierz Szczechura po wyzwoleniu powrócił do Wilczogąb.

Przed wjazdem do wsi stoi odsłonięty w 1933 r. pomnik poświęcony pamięci poległych żołnierzy POW. Po II wojnie światowej pojawiła się na nim tablica z nazwiskami mieszkańców wsi zamordowanych przez okupanta. Szkoda tylko, że nie ma żadnej tablicy upamiętniającej fakt tego zrzutu lotniczego i wyjaśniającej, dlaczego zginęli wymienieni na pomniku mieszkańcy wsi Wilczogęby, m.in. ci członkowie AK, którzy przejęli ów aliancki zrzut broni.

Tekst/foto: Sławek Chyliński