Jak amator kończy maraton

2016.01.14.13Pomysł przebiegnięcia maratonu, czyli 42,195 km, pojawił się przypadkiem.

Wcześniej biegałam, za czasów szkoły podstawowej i liceum na w-f – bo trzeba było, następnie na studiach i niedługo po nich dla własnej przyjemności. Później większość mojego życia zdominowała absorbująca praca, a wyjazdy służbowe nie sprzyjały aktywności fizycznej i samodyscyplinie zdrowego odżywiania, tym samym bieganie nie było w nim obecne praktycznie w ogóle. Jednak postanowiłam spróbować i podjąć wyzwanie sama ze sobą.

2016.01.14.14Mój plan treningowy wyglądał tak, że biegałam zawsze wtedy, kiedy miałam ochotę biegać i bardzo często wtedy, gdy nie miałam ochoty. W miarę trwania treningów stopniowo wydłużałam ich dystans – wszystko bez skomplikowanych planów i obliczeń. Bardzo duży nacisk położyłam na odżywianie i samodzielne przygotowywanie pięciu wartościowych posiłków dziennie – często trwało to nawet dłużej niż sam trening i nadal wszystko zdroworozsądkowo, bez kalkulatora i liczenia kalorii. Jak się później okazało, wszystko to, w połączeniu z ćwiczeniami rozciągającymi, złożyło się na mój całościowy plan na sukces ukończenia maratonu – dystansu, który przestał być abstrakcją właśnie podczas pierwszego startu.

O pomyśle wystartowania w maratonie warszawskim nie informowałam zbyt wielu osób, gdyż na wypadek nieukończenia biegu minimalizowało to liczbę pytań o porażkę. Przed pierwszym startem pojawiły się obawy: czy jestem przygotowana? czy w ogóle powinnam startować skoro dotychczas nigdy nie przebiegłam więcej niż 22km? a jak nie dam rady? Kolega, który biega od zawsze, rozwiał moją niepewność słowami, których nie zapomnę nigdy: „Emilka, musisz mieć plany krótko i długoterminowe. Jeżeli teraz nie spróbujesz, to nigdy nie spróbujesz. Pobiegnij, zobaczysz jak będzie, na co zwrócić uwagę podczas kolejnego startu – choć znając Twój charakter to na pewno przekroczysz metę, nawet jakbyś miała się doczołgać”.

2016.01.14.12Dla mnie wszystko w tym biegu było nowe: start w zorganizowanych zawodach, dystans ponad 42 km, jedzenie i picie podczas biegu, emocje pozytywnego wsparcia kibiców, kontuzja w postaci bólu kolana, zmęczenie aż takim wysiłkiem fizycznym oraz pokonywanie własnych słabości, radość i miliony endorfin po przebiegnięciu mety, medal! Osobiście, najbardziej ciekawa byłam tych negatywnych doświadczeń, o których tylko czytałam w książkach – „ściany” po przebiegnięciu ok. 27-30 km oraz zakwasów dnia następnego. Zastanawiałam się, jak to jest jak organizm nie ma już siły na nic. Jednak, mój dość chaotyczny plan okazał się jednak poprawny, gdyż krańcowe wycieńczenie, czyli „ściana” nigdy dotychczas nie nastąpiła, a ból mięśni okazał się znośny i nie utrudnił codziennego funkcjonowania.

Po przebiegnięciu pierwszego maratonu namówiono mnie na przebiegnięcie kolejnych czterech, wchodzących w skład „korony maratonów Polski”. Warszawa, Dębno, Kraków, Wrocław i Poznań zaliczane są do pięciu największych biegów na dystansie 42,195 km w naszym kraju. Organizator określił termin dwóch lat na ich ukończenie, ja postanowiłam tak się zorganizować, żeby móc wystartować w najbliższych możliwych terminach.

2016.01.14.11

Foto: www.fotomaraton.pl

Najbardziej karkołomne były wiosenne starty w 2015 r., gdyż maraton w Dębnie od maratonu w Krakowie dzielił tylko tydzień. Jednak to właśnie czas, w którym ukończyłam maraton w Krakowie, okazał się moim życiowo najszybszym na tym dystansie.

Włączenie treningów w życie codzienne uczy nie tylko samodyscypliny, organizacji, zaangażowania i pokory, ale również wzmacnia poczucie własnej wartości, że dla chcącego nic trudnego. Bieganie w ciągu całego roku, czyli również w niepogodę czy mrozy, hartuje nie tylko organizm, ale i charakter. Po przebiegnięciu maratonu to, co wcześniej było sufitem, staje się podłogą! Maraton to coś niesamowitego! Powtarzam to wszystkim, którzy pytają mnie o maraton.

Polecam Każdemu!

2016.01.14.15

2016.01.14.16

Emilia Olkowska

Foto: EO/www.fotomaraton.pl