Noworoczny Marsz Nordic Walking
Równo tuzin piechurów odpowiedziało na zaproszenie Gminnego Ośrodka Kultury w Sadownem i wzięło udział w Noworocznym Marszu Nordic Walking 13 stycznia 2019 r.
Tym razem „zgniła” pogoda nie zachęcała do pójścia „w las”, gdzieś po bezdrożach, stąd też zdecydowaliśmy się na trasę adekwatną do aury tak, by nie narazić na przemoczenie butów i odzieży. Tuż po 11-ej wyruszyliśmy w stronę Sadolesia, a dziś odwilż, więc już na chodniku ul. Kościuszki czekały nas rozmarzające place udeptanego śniegu, kałuże w zagłębieniach i jeszcze zamarznięte grudy lodu. Jednak czołówka szybko „złapała” wystukiwany kijkami rytm i w niezłym tempie ruszyliśmy prostką za Kościołem.
Rozpuszczający się od doby śnieg w podmokłym terenie szybko wypełnił Bojewkę, Nową Treblinkę i melioracyjne rowki i aż trudno było uwierzyć, że nim doszliśmy do rozstaju dróg w Sadolesiu, to przeszliśmy pięć mostków nad ciekami wodnymi przecinającymi drogę, którymi nadmiar wody spływał do Buga.
Tu uświadomiliśmy sobie, jak wiele wysiłku wymagało zbudowanie drogi przez zakrzaczone mokradła, gdy właściwy kierunek do Sadownego wytyczał jedynie dźwięk kościelnego dzwonu. A skręcając w lewo do II mostu nie pominęliśmy drobnych nierówności terenu w ostrym kącie krzyżówek, gdzie przed wojną stała żydowska karczma.
Nim doszliśmy do krajowej „50” przeszliśmy mostek na zbudowanym „za Cara” Kanale Kacaspkim, co teraz nosi nazwę Nowa Treblinka, wspomnieliśmy „wielką powódź” z 1979 r., gdy woda w okolicznych domach sięgała połowy okien i zauważyliśmy, że właśnie zmierzamy traktem, którym niemieccy osadnicy odprowadzali zmarłych od Kirchy w Sadolesiu do Ich cmentarzyska w Sójkówku.
A za „50” weszliśmy w rozproszone zabudowania sielskiego Sojkówka, co po obu stronach drogi rozsiadły się na wyraźnym wzniesieniu terenu. I jeszcze w Sojkówku „zmierzyliśmy” ogromny dąb szypułkowy – pomnik przyrody, którego obwód ledwie pięcioro z nas objęło. A na kolejnych „rozstońkach” minęliśmy piękną kapliczkę, którą jeszcze niedawno „strzegły” wyniosłe świerki, a która „zastąpiła” obelisk z tablicą wzniesioną przez włościan z Płatkownicy w podzięce carowi Aleksandrowi II za uwłaszczenie.
Zaraz też weszliśmy w zadrzewiony Borek, gdzie nieoznakowany, dawny cmentarz ewangelicki. Tu chwilę zadumy poświęciliśmy tym, których cztery pokolenia od 1829 do 1939 r. karczowały puszczę, osuszały bagna i teraz tu w zaniedbanych mogiłach spoczywają. Niegdyś niemieccy osadnicy zagospodarowywali nasze nieużytki, żyjąc w symbiozie z Polakami od wieków tu osiadłymi. Ściągnął ich hrabia Zamojski, a wygonił stąd Hitler. My nie umieliśmy uszanować nawet wiecznych miejsc spoczynku tych, co tu zmarli, a najdobitniej świadczą o tym betonowe „kikuty” nagrobków: zrujnowane, zaniedbane i „oszabrowane” z metalowych krzyży i elementów ogrodzeń.
Z tak smutnymi refleksjami ruszyliśmy wśród pól, prostym odcinkiem drogi ku Sadownemu. Przez moment dopadł nas zacinający od południa deszczyk. Za to znów mogliśmy podziwiać urozmaicony krajobraz Gminy. Bo właśnie zimą, gdy drzewa i krzewy są pozbawione liści, widać więcej. Z prawej zauważyliśmy więc niewielkie pasemko w porośniętym głównie sosnami Borku, a z lewej długie wzniesienie terenu w Sojkówku. Dalej, wśród gęstych olszyn, prześwitywały nam zabudowania ulicy Wiejskiej, tej „właściwej” z prawa i „Kępy Pruskiej” przy I-szym moście z lewa. Tak szybko wkroczyliśmy ponownie na ul. Kościuszki, ostrożnie przechodząc przez „50” i skrzyżowanie przy Topazie. Na Kościuszki lekka konsternacja, jakoś tak „nieswojo”, brak ruchu, ludzi i spokój… bo dziś niehandlowa niedziela.
Po niemal 8. kilometrach i niespełna 2. godzinach, pełni endorfin, dotlenieni i z lekka zmęczeni, odpoczęliśmy wygodnie na trochę w GOK-u, by przy kawie, herbatce, czymś ciepłym i czymś słodkim, wymienić refleksje, podowcipkować, zaplanować kolejną wędrówkę i podziękować p. Dyrektor za inicjatywę, atmosferę i gościnę.
Tekst: RW
Foto: EP/MW