WIELKA UCIECZKA KAZIMIERZA ROWICKIEGO
Podczas II wojny światowej załogi bombowców startujących z Wysp Brytyjskich, często nie powracały z lotów bojowych nad terytorium wroga. Szansa, że lotnik zakończy swą obowiązkową turę 30 lotów przy życiu, wynosiła około jednej czwartej. Na szczęście fakt, że załoga nie powróciła, nie zawsze oznaczał, że zginęła: przynajmniej niektórzy z jej członków wyskoczyli na spadochronach; pilot zdołał wylądować awaryjnie na terytorium wroga, a rzadziej na neutralnym; posadził maszynę na wodach Kanału La Manche lub Morza Północnego i istniała szansa, że po krótszym lub dłuższym okresie dryfowania w łodzi ratunkowej, załoga zostanie odnaleziona przez własne jednostki pływające.
W nieco zaś gorszej wersji przez niemieckie patrolowce, ale tylko nieco, bo perspektywa beznadziejnego unoszenia się tygodniami na wodzie, była bardziej przerażająca od wizji niewoli. Przypadków wodowań było wiele, gdyż piloci ciężko postrzelanych i uszkodzonych samolotów starali się za wszelką cenę dotrzeć do przyjaznego lądu. Podczas przeglądania kronik polskich dywizjonów, przy niektórych nazwiskach zestrzelonych za Kanałem lotników, można natrafić na dopisek, że powrócił na Wyspy. To ci nieliczni, którym z pomocą ruchu oporu, a rzadziej na własną rękę, udało się uniknąć niewoli i zwykle po licznych przygodach, przedostać do Wielkiej Brytanii. Jednym z nich był porucznik Kazimierz Rowicki, strzelec pokładowy z Dywizjonu Bombowego 305. Pan porucznik przyszedł na świat 22 kwietnia 1908 r. w Prostyni, jako syn Władysława i Aleksandry z Wyszogrodzkich.
Więcej na stronie https://madzelan.cba.pl/wielka-ucieczka-kazimierza-rowickiego-lotnika-rodem-z-prostyni/