ROK ÓW – 1812

Brokowski ratusz chylił się ku upadkowi i prosił o pożar jakiś, który by męki patrzenia na tę ruinę ukrócił.

Nie dziwota zatem, że nie w ratuszu, ale w karczmie biskupiej, podobnie jak ratusz przy kościelnym rynku stojącej, zbierał się miejscowy patrycjat na dysputy. Nie inaczej było i tym razem, choć jednak była jedna mała różnica. Burmistrz Józef Przyjemski oraz rajcy Tomasz Budkowski, Grzegorz Kolosek, Szymon Kolosek i Józef Krajewski, słowa jeszcze nie zamienili, tyle że kwartą piwa na głowę usta ledwie co zwilżyli, a już ciągnęło ich na ulicę, by popatrzeć na dziwo. Tej jesieni mało kto mógł zresztą w brokowskiej karczmie dłużej wysiedzieć. Wypada wyjaśnić, że karczma była wprawdzie już od lat nastu nie biskupia, jeno rządowa, lecz kto by sobie takim szczegółem łeb zaprzątał – wciąż chodziło się do biskupa na gorzałkę i piwo.

Tej jesieni roku Pańskiego 1811, wszędzie było w Polsce podobnie. Gdy wieczór przychodził, to czy w stołecznej Warszawie, czy po wioskach, czy magnat, czy kmieć – wszyscy głowy w górę zadzierali. Nawet psy łby podnosiły i szczekały, przez co jazgot całe noce panował nieznośny. Trzeba przyznać, że było na co popatrzeć. W niebiosach rozgrywał się spektakl niezwyczajny – straszny i przykuwający uwagę zarazem. Nauczyciel tutejszej szkółki parafialnej Stanisław Racięcki wraz z pisarzem Michałem Czarneckim coś tam pletli, że to zwykłe ciało jakieś, tyle że niebieskie. Prawili, że pierwszej jest wielkości i jasności, i kometą się zowie, ale lud wiedział swoje. Także rajcowie byli pewni, że smok taki ogromniasty i to z podwójnym ogonem niczego dobrego nie zwiastuje.

Więcej na stronie https://madzelan.cba.pl/rok-ow-1812/