Marsz był BOMBA…..

…..a kto siedział w domu, ten TRĄBA.

Ponownie niemal dwudziestka sadowieńskich Piechurów czas w niedzielne południe (17 grudnia) spędziła dziarsko maszerując głównie w leśnych ostępach. Okazją ku temu był zorganizowany przez Gminny Ośrodek Kultury w Sadownem Mikołajkowy Marsz Nordic Walking. Tuż po godz. 10-ej wszyscy ruszyli spod GOK-u wzbudzając zaciekawienie podczas przejścia ul. Kościuszki i Słoneczną. A dalej czekały już na nich leśniczówki, domek myśliwych i „Jegiel” ze wszelkimi niezwykłościami późnojesiennego lasu. Grupa wspólnie przemierzyła po płaskiej trasie niemal 3 km, by na rozwidleniu leśnych duktów rozdzielić się.

Ci, co zaplanowali pokonanie krótszej trasy skręcili w lewo, by po kilkuset metrach odpocząć nieco „na ławeczce” – w miejscu zwanym „Wąwozem” lub „Przekopaną Górą”. Tu urocze, zróżnicowane krajobrazy wręcz zmuszają do poświęcenia im dłuższego czasu. Ciągnące się niemal od SKR-u pasemko „Kurzej Grzędy” zostało niegdyś rozkopane umożliwiając przejazd z wyższych terenów, ku tym podmokłym nad Kanałem Kacapskim, porośniętych głównie olsami. Zarośnięte głównie sosnami i świerkami piaszczyste wydmy nagle „przechodzą” tu w płaską podmokłą dolinkę z liściastym głównie drzewostanem, która wchodzi w skład rezerwatu przyrody „Mokry Jegiel”. Śródleśna cisza, wspaniałe widoki, ławeczka i duża tablica informacyjna z mapą okolicy, to wystarczające powody, by nie przemknąć dalej i jak dziś być tym „bliższym” celem wycieczki.

A Ci dysponujący większą ilością czasu, chęci i sił podjęli wyzwanie i na rozwidleniu śmiało ruszyli przed siebie, a raczej pod górę, gdyż czekało ich dobre 200 m podejścia pod „Królową Bogackich”. Za to na szczycie dech zapierało nie tylko z wysiłku, ale i dla widoków wokół. To najwyższe wzniesienie w „Jeglu” (126 m n.p.m.), gdzie jeszcze niedawno stała wysoka wieża triangulacyjna (tzw. Obserwator). Chwila odpoczynku i „wzmocnienia”, a potem wszyscy już szybciej ruszyli z górki. Tym „z przodu” zawsze lepiej, dziś też, mimo, że to nie wyścigi, to Ci na czele zauważyli jak w „siodełku” przed nimi trakt przecięły łosie, tym razem łosza z młodym z lewa na prawo podążyły ku młodniakom.

A Nasz Peleton rychło, po super równym żwirowym dukcie, doszedł do „Polanki Grzymałów”. Tu zachwycił wszystkich porządek, o jaki dba Pan Tadzio. Przy kamieniu Bł. Edwarda Grzymały wszystko na zimę „ogarnięte”, jak w najbardziej zadbanym przydomowym ogródku. A nawet liście na znacznej powierzchni wygrabione. Krótki odpoczynek po pokonaniu 5 km trasy poświęciliśmy na zapalenie lampki-choinki pod głazem, krótkie refleksje przy pamiątkowej tablicy i wymianę pomysłów na uatrakcyjnienie tego miejsca.

No i zmiana planów, nie chcąc wracać tą samą drogą, ani grzęznąć na gliniastej drodze z przejazdu orzełkowskiego, postanowiliśmy ruszyć wzdłuż torów do przejazdu rybiowskiego. Remont trasy kolejowej umożliwił marsz po pozbawionym jednej nitki torów nasypie. Pozwoliło to na podziwianie mijanych po obu stronach krajobrazów, gdzie porośnięte trawami i młodymi brzozami miejsca podmokłe zmieniały się w piaszczyste morenowe wzniesienia. A na „przejeździe rybiowskim” niemiłe zaskoczenie: jedna z wiekowych sosen, „pomnik przyrody”, nie wytrzymała ostatnich wichur, niemal już leży powalona. Pod sosnami kolejna okazja do fotek z trasy i potem szybszy marsz ku GOK-owi z kolejnymi atrakcjami przy mijaniu siwych porostów, pokonywaniu górki nad Drakiem i „odkrywaniu” pozostałości „Majdanu”.

Pokonaliśmy w niespełna 2,5 godziny prawie 11 km, dopisała wyśmienita pogoda, trasa okazała się wymagająca, acz atrakcyjna, humory były coraz lepsze, a gdy wróciliśmy, to gościnny GOK nie pozwolił na rozstanie. Tu czekała kawa, herbata, kiełbaski i słodkości, które po takim „zastrzyku” eterycznego tlenu smakowały wyśmienicie. Szkoda tylko, że część Piechurów, po pokonaniu krótszej trasy umknęła do domów. A Ci, których w ogóle nie było, niech żałują….

Zdjęcia w galerii Google>>>

Tekst/foto: RW/GOK