Podnosimy przedweekendowe ciśnienie osakami

2014.08.22.1

Może duszone osaki z porannego, piątkowego zbioru.

Dzisiejszego ranka wystarczało rowerkiem przejechać się jedną z leśnych, brzozowych alejek miedzy Silikatami a Drakiem, by wrócić z wiaderkiem pełnym sierpniowych osaków.

Rosły tuż przy dróżce tak, że niemal nie musiało się zsiadać z roweru. Ich czerwone łebki lśniły w słońcu poranną rosą, a co ważniejsze – grzybki te nie bywają robaczywe i trudno pomylić je z jakimkolwiek „muchomorkiem”. Teraz dylemat piątkowy pozostał jeden: obiad z duszonych, czy gęstej zupy.

2014.08.22.2My proponujemy duszone wg przepisu „zbieracza”:

– korzenie skrobię ze skórki, a łebki czyszczę z kolek i piasku, korzonki kroję w plasterki, a łebki grubiej tak, by w czasie jedzenia smaku nie szukać w małych cząstkach; pokrojone płuczę pod bieżącą wodą i odstawiam, by obeschły;

– kroję niezbyt cienko 1-2 cebule;

– na patelni rozgrzewam olej /dziś piątek, bo równie dobry jest smalczyk/, a do gorącego dodaję tyle samo masła i nie dopuszczając by masło się paliło wrzucam cebulę przykręcając nieco płomień tak, by cebulkę tylko zeszklić, a nie zezłocić, cebulę posypuję szczyptą cukru, a niektórzy dodają też np. vegety;

– gdy cebulka zmięknie na tyle, że łatwo drobi się pod drewnianą łyżką, którą wszystko mieszamy, wrzucam 1-2 listki laurowe, dodaję grzyby i „podkręcam” płomień, by szybko „puściły” wodę;

– po kilku – kilkunastu minutach, gdy grzybki niemal w całości „odparują”, wlewam śmietankę /najlepiej 30%/, której kilka łyżek wcześniej „bełtam” w szklance z solą i zakwaszam sokiem z 1/5 cytryny, całość do smaku dosalam i „dopieprzam”;

– ogień „minimalizuję tak, by całość z lekka „pobulboniła” jeszcze dobrych kilka minutek, na talerzu posypuję nieco pietruszką…… i smacznego.

Tekst/foto: rw