OŚWIATA I KULTURA – cz. III
Zasadniczym przełomem w dziejach szkolnictwa naszego regionu były lata 1917 i 1918.
Powszechnie stosowaną i w ogóle istniejącą w ówczesnych szkołach początkowych w nauczaniu była metoda oparta nie na dźwiękowym opanowywaniu sztuki czytania, lecz na sylabizowaniu fonetycznym poszczególnych dźwięków, co w ogromny sposób utrudniało dziecku opanowanie tej bardzo zagmatwanej plątaniny głosów złożonych na jeden dźwięk literowy. Nic dziwnego, że stanowiło to dla niejednego dziecka poważną zaporę w przyswajaniu sobie liter i wyrazów, i pokonywaniu tych ogromnych trudności. Tylko nieliczni, zdolniejsi uczniowie, uporawszy się z tym przeszkodami, radzili sobie jako tako i przechodzili z klasy do klasy. Inni, mniej zdolni lub opuszczający wiele dni szkolnych, powtarzali jedną klasę po kilka razy. Czas uczęszczania do takiej szkoły mierzony był „zimami”. Jeśli dziecko, bez względu na osiągnięte wyniki, uczęszczało do szkoły kilka zim, wystarczało by edukacja stała się wystarczająca.
Wszystkie szkoły wyżej wymienione mieściły się w drewnianych budynkach, wystawionych przez administrację Zamojskiego i składały się z jednej ogromnej izby szkolnej i dwuizbowego mieszkania dla nauczyciela. W Sadownem budynek taki pobudowany około roku 1874 przetrwał do roku 1934, w którym to został wraz z placem przez Zarząd Gminny sprzedany w ręce prywatne i rozebrany dla celów własnych. Również po budynkach szkolnych w Grabinach i Morzyczynie nie ma dziś żadnego śladu.
Nauczycielami w tych szkołach przez wiele lat byli: w Sadownem Marianna Sobczyńska, Maciej Anuszewski, Stanisława Sulikowska i Ambroży Janinas, w Grabinach Paweł Gałła i Jan Uziębło, w Wilczogębach Franciszek Szczygielski i Maciej Anuszewski, w Morzyczynie Lubow Falkowska, Karolina Fiszer, Franciszka Aleksandra Niemyska, Ambroży Janinas i Stefania Szutkowska. Janinas i Anuszewski byli z pochodzenia Litwinami.
Największe zasługi dla pielęgnowania polskości położyli Paweł Gałła i Franciszek Szczygielski, którzy pracowali w swych szkołach po 24 lata bez przerwy. Ci dwaj nauczyciele, mimo urzędowej presji zaborczej, poświęcali wiele czasu i zdrowia na dodatkową naukę języka ojczystego i w ogromnym stopniu przyczyniali się do budzenia ducha narodowego swych wychowanków, przeciwstawiając się polityce rusyfikacyjnej władzy zaborczej. Nic więc dziwnego, że świadomość narodowa wsi, w których pracowali ci dwaj pionierzy, była wyższa od pozostałych, a szczególnie różniła się od tych, w których szkół nie było zupełnie.
W dziele budzenia oświaty i podtrzymywania ducha narodowego znamienne było utrzymywanie się żywych kontaktów naszego regionu z terenem położonym na przeciwległym brzegu Bugu.
Przez długie lata Józef Wycech, długoletni wójt gminy Sadowne, utrzymywał aktywny kontakt z mieszkańcem Udrzyna Wincentym Góreckim, najświatlejszym chłopem tej wsi, który pozostawał w bliskiej łączności z Konradem Prószyńskim (Kazimierzem Promykiem), postępowym działaczem oświatowym, pedagogiem, redaktorem tygodnika dla ludu „Gazeta Świąteczna”, autorem elementarzy i czytanek dla szkół wiejskich. Górecki prowadził w Udrzynie tajną szkółkę wiejską, do której dzięki tym kontaktom uczęszczali również w największej tajemnicy młodzi mieszkańcy Zalesia, Rażen, Zarzetki i Wilczogąb. Był on także kolporterem tajnej prasy PPS i przez wiele lat spełniał rolę łącznika postępu i aktywnego działacza w uświadamianiu wsi z budzącym się wówczas ruchem socjalistycznym. Jeśli dodam, że chłop ten był prenumeratorem „Wędrowca”, „Tygodnika Ilustrowanego” i „Biesiady Literackiej”, to wystarczy wyrobić sobie o nim dostateczne mniemanie.
Wspólna działalność obu tych światłych chłopów z jednej i drugiej strony Bugu w ogromnym stopniu przyczyniła się do podnoszenia oświaty naszego regionu, pielęgnowania uczuć patriotycznych, budzenia świadomości narodowej i kształtowania zdrowego oblicza wielu chłopów nadbużańskich. Miało to duże znaczenie dla przyszłego rozwoju oświaty sadowieńskich wsi i umacniało ich pozycję w spętanym kajdanami niewoli kraju ojczystym.
Oprócz szkół początkowych i tajnych szkółek wiejskich istniała przez długie lata na terenie Sadownego Ochronka, spełniająca wówczas rolę dzisiejszego przedszkola. Oto jak pisze o niej na podstawie dokumentów parafialnych ks. mgr P. Aleksandrowicz: „W 1859 roku Zarząd dóbr Jadowa, Kołodziąża i Ręczej wystosował pismo do księdza Surowieckiego, kanonika i proboszcza parafii Sadowne, z którego widać, że ks. proboszcz założył „szkółkę ochronną” we wsi Sadowne, dziękując za troskliwe zajmowanie się urządzeniem tak powyższej, jako też i innych szkółek oraz ochron dla dzieci w swojej parafii. Zawiadamia, że ogród dla Jana Oltona nauczyciela w Sadownem, temuż do użytku zostanie o czym proboszcz proszony jest zawiadomić wójta gminy, a na ogrodzenie tego ogrodu dołącza asygnatę do nadleśnictwa. A co do drzewa na opalanie ochron wyznacza się piątek, w którym będzie można z lasów wywozić.”
Istotnie Ochronka taka istniała w Sadownem do września 1918 roku i mieściła się w tzw. Kantorze tj. w jednym z kompleksu budynków wystawionych w II połowie XIX wieku przez Zamojskiego dla swych oficjalistów, z których dwa istnieją na tym samym miejscu dotychczas. Brak jest natomiast jakichkolwiek danych o nauczycielach tej Ochronki. Wiadomo tylko, że ostatnią z nich była ofiarna i oddana swej pracy z ogromnym poświęceniem, daleka krewna znanej poetki, nauczyciela Zofia KONOPNICKA, pracująca tu w latach 1915 – 1918 (o Zofii Konopnickiej pisaliśmy w artykule: „Co łączyło Marię Konopnicką z Ziemią Sadowieńską”).
Ochronka ta skupiała dzieci wszystkich warstw ówczesnego Sadownego. Położona w pięknym miejscu, otoczona zielenią i kwiatami, była doskonałym miejscem uciech, zabaw i początkowej nauki wielu dzieci znajdujących tu warunki do zaspokojenia wielu swoich pragnień.
Wśród gwaru rozbawionej zawsze dzieciarni, snuła się codziennie jak duch opiekuńczy dobrotliwa, niezmordowana i cierpliwa pani Zofia. Dla każdego dziecka znalazł się u niej uśmiech serdeczny lub pieszczota, a niejednokrotnie z głębokiej kieszeni plisowanej sukni pojawiał się słodki karmelek – pożądanie wielu młodych ochroniarzy.
Dzieci starsze tj. 6-cio i 7-mio letnie poznawały tu także trudną sztukę czytania i pisania. „A B C” i „Snopek” z poplamionymi i zawiniętymi kartkami wędrowały z rąk do rąk i stanowiły wtedy dla tych dzieci podstawowe podręczniki w nauce.
Nie łatwa była praca pani Zofii Konopnickiej. Pracując z poświęceniem na powierzonej sobie placówce w wielkim i cierpliwym trudzie przygotowywała sporą gromadkę przyszłych uczniów szkoły powszechnej, poświęcając im bez ograniczenia wiele długich godzin i dni swego pracowitego życia. Rodzice chętnie korzystali z jej wartościowych usług, opłacali nauczycielkę widząc w tej pracy dużą korzyść wychowawczą i naukową dla swych pociech.
Zasadniczym przełomem w dziejach szkolnictwa naszego regionu były lata 1917 i 1918. Okres tych lat to znamienny dla historii czas kiedy I wojna światowa chyliła się ku końcowi. Ponoszone przez Niemców klęski wróżyły rychły kres potęgi militarnej cesarza Wilhelma.
Już w roku 1917 widać było, że Niemcy zajmowali się bardziej chwiejącą się sytuacją swoich wojsk na frontach, zaś mniej sprawami krajów okupowanych, co w sposób szczególny zaczęli odczuwać Polacy.
Większe swobody obywatelskie, mniej skrępowane życie osobiste i narodowe pozwoliły i Sadowianom pomyśleć o sprawach pozornie zapomnianych.
Staraniem ludzi dobrej woli, patriotów wychowanych podczas niewoli w duchu polskości i umiłowania nękanej Ojczyzny zrodziła się piękna myśl, podniecenia jeszcze większego nabrzmiewających w społeczeństwie uczuć.
W roku 1917 mijała właśnie setna rocznica śmierci wielkiego Polaka – patrioty Tadeusza Kościuszki. Serdeczna, głęboka miłość dla tego wielkiego bohatera narodowego tkwiła w sercach jego współrodaków. Gorące umiłowanie wszystkiego co polskie pielęgnowane było od dawna w każdym niemal światlejszym domu Sadownego i okolic. Obok innych akcentów dekoracyjnych wewnątrz polskich domów widziało się Białe Orły, portrety wielkich Polaków, królów polskich, ozdobne teksty „Roty” M. Konopnickiej – Mazurka Dąbrowskiego i inne. Wezbrane i starannie przez długie lata pielęgnowane uczucia miały się w setną rocznicę śmierci Naczelnika spod Racławic przerodzić w skromny, lecz jakże wymowny i wdzięczny czyn.
Tuż obok sadowieńskiego kościoła, na piaszczystym pagórku wznosi się mały pomnik, w ścianie którego widnieje tablica, która przetrwawszy w nim od roku 1864 sławi napisem cara Aleksandra II za wydanie ukazu o uwłaszczeniu chłopów. Były na terenie naszego regionu dwie takie tablice. Jedna wystawiona przez Niemców – kolonistów z Płatkownicy w Sojkówku, bo tam była kiedyś siedziba gminy Płatkownica, a druga właśnie w Sadownem.
W umysłach mieszkańców – patriotów Sadownego i okolic kiełkują myśli o wyrzuceniu znienawidzonej pozostałości po nieistniejącym już zaborcy carskim. Powstaje decyzja: usunąć tablicę sławiącą cara, a na jej miejsce wstawić znak ku chwale tego, który walczył z caratem.
Widomy symbol uległości i poddaństwa rosyjskiemu satrapie, wyrwany jest teraz ze ściany pomnika, a jego miejsce zajmie ku pamięci potomnym marmurowa tablica z napisem: „Tadeuszowi Kościuszce w setną rocznicę śmierci – Rodacy – 1817-1917”.
Dokonano tego czynu w dniu 3 maja 1917 roku, pod kierunkiem wielu dobrych Polaków naszego regionu z Antonim Wycechem – sędzią pokoju i Antonim Brudko – ówczesnym wójtem gminy na czele.
Uroczystość odsłonięcia tablicy zgromadziła niezliczoną rzeszę ludzi z Sadownego i okolicy. Wygłoszono podniosłe, okolicznościowe przemówienia, których zgromadzony lud wysłuchał z uwagą i skupieniem. Śpiewano patriotyczne pieśni i zorganizowano demonstracyjny pochód, który przemaszerował spod pomnika ulicą główną Sadownego, otrzymującą od tego momentu imię Tadeusza Kościuszki.
Sadowne w tym dniu przybrało odświętny wygląd. Domy udekorowano biało-czerwonymi sztandarami, a na ich ścianach lub w oknach widniały Białe Orły i portrety racławickiego bohatera.
Pomnik Tadeusza Kościuszki był odtąd widomym i niezaprzeczalnym znakiem patriotycznych uczuć polskich, choć nie było jeszcze pełnej wolności, choć na ziemi naszej panoszył się jeszcze okupant niemiecki.
Miejsce uświęcone tym pomnikiem stało się w latach późniejszych punktem wszystkich patriotycznych zgromadzeń i obchodów. Tu święcono wszystkie rocznice narodowe i inne podniosłe uroczystości. Dziś tylko gorycz i przykrość wzbiera patrząc na zapomniany, prawie w ruinie dawny symbol sadowieńskiego patriotyzmu.
Przyszedł rok 1918, a z nim coraz bardziej rosnące nadzieje na wyzwolenie Narodu Polskiego z długotrwałej niewoli zaborczej. Jeszcze bardziej niż w roku poprzednim obchodzono w Sadownem narodową rocznicę konstytucji 3 – Maja. I znów, jak rok temu, tłum ludzi zebrał się pod pomnikiem Kościuszki, aby w uroczystym pochodzie przemaszerować przez Sadowne ulicą Naczelnika w sukmanie, dając tym wyraz swych uczuć, których mimo długoletniej przemocy nie zdołał zaborca zabić w narodzie.
Nowoprzybyły w tym roku do Sadownego pierwszy kierownik szkoły Stanisław RYTEL, płomienny Polak, gorący patriota prowadzi w tym pochodzie, wraz ze swą żoną Stanisławą Rytel, dzieci ówczesnej szkoły sadowieńskiej, w rękach których łopocą biało-czerwone chorągiewki. Widok tych małych proporczyków, pokazanych w Sadownem masowo po raz pierwszy, wyciskał z rozpłomienionych oczu łzy radości i szczęścia rosnących narodowych nadziei.
W dziejach kultury, oświaty i szkolnictwa naszego regionu dokonują się od tej chwili zasadnicze przemiany. Przemiany te nastąpią po przybyciu do Sadownego kierownika Rytla, który, jak nit dotąd, przejmie się losami szkoły i poprowadzi ją ku wspaniałemu rozwojowi nie notowanemu w dotychczasowych dziejach szkolnictwa naszego regionu.
Źródło: SADOWIEŃSKIE OBRAZY – Zebrane wspomnienia z dawnego i bliższego życia Sadownego i okolic, Edward Sówka – SADOWNE 1970