Tragiczny wrzesień
W nocy z 2 na 3 września na stacji kolejowej w Sadownem wyładowały się pułki wileńskie…
Wybuch II wojny światowej w dniu 1 września 1939 r. poprzedził okres wielomiesięcznych, gorączkowych przygotowań narodu polskiego, który pełen wiary i pewności wpajanej wszystkim przez ówczesny rząd sanacyjny – zrazu nie wierzył w możliwość jej wybuchu, trwając w przekonaniu o fałszywie głoszonych wersjach słabości Niemiec hitlerowskich, niezdolnych rzekomo do naruszenia pokoju europejskiego. Już w miesiącu lipcu tegoż roku, świadome grożącego narodowi niebezpieczeństwa, władze polskie rozpoczęły cichą mobilizację wojskową. Większość powoływanych nie zdawała sobie sprawy z grożące Polsce niebezpieczeństwa i zgłaszała się na wezwanie tych kart z przekonanie, że udaje się na normalne wojskowe ćwiczenia rezerwy lub specjalne przeszkolenie wojskowe.
Ówczesna prasa polska, a z nią i europejska, coraz głośniej pisały i podawały alarmujące wieści o krwawych incydentach na granicy polsko – niemieckiej, prowokowanych przez hitlerowskie straże graniczne. Częste i nacechowane pogróżkami przemówienia radiowe Hitlera, w których stawiał wyraźnie żądania pod adresem tzw. „korytarza”, nie wróżyły nic dobrego i stwarzały coraz bardziej groźbę zbliżającej się awantury wojennej.
Napięcie rosło, atmosfera przybierała charakter coraz bardziej wzmagającego się podniecenia i nerwowości. Toczące się błyskawicznie wypadki wróżyły zbliżającą się wojnę.
Polskie radio i codzienna prasa donosiły o mnożących się coraz bardziej ekscesach granicznych i zagrzewały jednocześnie do trwania, głosząc o potędze i niezłomności oręża polskiego, jego pełnego i wystarczająco przygotowanego stanu zdolnego do odparcia, a nawet pokonania występującego coraz agresywniej przeciwnika z zachodu.
Już nawet w czerwcu i lipcu, szczególnie nocami, można było na stacji kolejowej w Sadownem widzieć przejeżdżające ze wschodnich ziem pociągi naładowane wojskiem i sprzętem wojennym. Widok tych przegrupowań napawał otuchą i wiarą w siłę i potęgę naszej armii i pozwalał spokojnie myśleć o jej zorganizowanym i doskonałym przygotowaniu do coraz wyraźniej rysującej się groźby nieuchronnej wojny.
W drugiej połowie sierpnia napięcie to wzrosło do ostateczności i spowodowało w Sadownem run miejscowej i okolicznej ludności na sklepy, z których masowo zaczęto wykupywać artykuły pierwszej potrzeby jak: sól, cukier, naftę, papierosy, mydło, kaszę, mąkę, a nawet igły, guziki, nici, materiały tekstylne i inne. Wyciągano ostatni z kąta grosz i przeznaczano go na zakup produktów mogących stanowić ewentualny ich brak podczas zbliżającej się bardzo szybko wojny.
W Sadownem i okolicy, a także w całym kraju, oliwy do ognia podniecenia dodała ogłoszona w dniu 25 sierpnia powszechna mobilizacja wojskowa, obwieszczona do publicznej wiadomości za pomocą wydrukowanych masowo ogłoszeń wzywających mężczyzn do niezwłocznego stawienia się w wyznaczonych z góry punktach mobilizacyjnych. W dwa dni później specjalna komisja werbunkowa dokonała mobilizacyjnego przeglądu i poboru koni dla potrzeb wojska. Na polanie leśnej, gdzie dziś wznoszą się domostwa Andrzeja Białasa, Edwarda Wyrobka i Mieczysława Chmielewskiego, odbywał się ten pobór, a za pobrane konie wystawiano chłopom kwity, na podstawie których mieli oni później otrzymać zapłatę. Jak wiadomo, tragiczne dla naszego narodu skutki tej wojny nie pozwoliły nigdy na zwrot wystawionych na kwitach wartości pieniężnych za zmobilizowane konie.
W ostatnich dniach sierpnia podniecenie o zbliżającej się już nieuchronnie wojnie wzrosło do najwyższego napięcia i rankiem dnia 1 września w dzienniku radiowym sadowianie usłyszeli mrożący krew w żyłach komunikat o napaści Niemiec hitlerowskich na ziemie polskie. Komunikat zapowiadał jednocześnie, że „odwieczny wróg Narodu Polskiego, bez wypowiedzenia wojny, przekroczył o godzinie 3 nad ranem granicę zachodnią i wtargnął do naszego kraju”. Następne wiadomości radiowe podały treść przemówienia Prezydenta Mościckiego do narodu w formie orędzia i doniosły o niszczycielskich nalotach lotnictwa niemieckiego na otwarte miasta polskie, a między innymi na Warszawę, Kraków, Łódź i Poznań.
Przyznać trzeba, że podobnie jak w wojsku, tak i wśród ludności cywilnej, mimo ogólnego podniecenia, panował nastrój pogody ducha, ufności i wiary w potęgę, bohaterstwo i niezwyciężoność naszej armii. Do podnoszenia takiej atmosfery przyczyniały się coraz częstsze komunikaty radiowe i prasowe głoszące o bombardowaniu Berlina i innych miast niemieckich przez lotnictwo polskie, jak również o wkroczeniu naszych wojsk do Prus Wschodnich. Były to, jak się później okazało, specjalnie, dla podtrzymania ducha odpowiednio preparowane, propagandowe komunikaty, których celem było pokazywanie straconej już z góry wielkości i potęgi nieudolnie przez sanacyjnych władców kierowanego państwa polskiego.
Już w pierwszym i drugim dniu wojny na pogodnym niebie Sadownego pokazywały się często przelatujące na ogromnej wysokości liczne eskadry samolotów niemieckich, idących w różnych kierunkach z potężnym hukiem złowieszczo dudniących silników. Naiwni twierdzili, że to „polskie orły” strzegą naszego nieba i dokonują przelotów na obszary niemieckie, aby tam w odwet za bombardowane miasta polskie zrzucać bomby na miasta i obiekty wroga.
W nocy z 2 na 3 września na stacji kolejowej w Sadownem wyładowały się pułki wileńskie, które, zatrzymawszy się podczas dnia w okolicznym lesie, przemaszerowały nocą w kierunku na Brok i Ostrów Mazowiecką.
Jak wyżej wspomniano, wyładowane na stacji wojska polskie stały się niebawem celem napaści lotnictwa niemieckiego. Dawało to wiele do myślenia i naprowadzało na podejrzenia, że musiało to być wykonane na skutek tajnych, dobrze zakonspirowanych radiowych donosów dywersantów rekrutujących się spośród miejscowych kolonistów niemieckich. Dnia 4 września w godzinach przedpołudniowych niemiecka Luftwaffe dokonała nalotu na stację kolejową w Sadownem, wiedząc zapewne o ruchach wojsk polskich w tym mniej więcej czasie. Jak opowiadali potem naoczni świadkowie, w pobliżu stacjonujących wtedy w lesie żołnierzy kręcili się często dwaj młodzi koloniści pochodzący rzekomo z Sojkówka. Należy sądzić, że byli to łącznicy współdziałający z tajną niemiecką radiostacją nadawczo – odbiorczą, która przekazywała w eter zdradzieckie komunikaty.
W tych pierwszych dniach września zbombardowane zostały jeszcze potem tory kolejowe na odcinku od stacji aż do przejazdu kolejowego w Toporze-Wielgiem. Do dnia dzisiejszego pozostały tam po tych nalotach głębokie leje bombowe wypełnione wodą, stanowiące smutny dokument z tamtych czasów. Tory kolejowe i przewody telegraficzne zostały wówczas zniszczone do tego stopnia, że przestały od razu spełniać swoją rolę i wszelką łączność z resztą kraju.
W dniu 5 września dały się słyszeć w Sadownem pierwsze pomruki kanonad armatnich od strony północno – zachodniej, wzmagające się z każdą godziną coraz bardziej i wyraźniej. Były to odgłosy rozwiniętego już w pełni frontu wojennego na linii Narwi pod Różanem. Tegoż dnia wieczorem pojawili się w Sadownem pierwsi uciekinierzy z tamtych stron, których przerażające opowiadania o okrucieństwie stosowanym przez żołdaków hitlerowskich złamały całkowicie ducha wśród naszych mieszkańców i napełniły ich lękiem przed zbliżającym się coraz bardziej wrogiem.
6 września komunikaty radiowe podały apel pułkownika Umiastowskiego skierowany do wszystkich mężczyzn zdolnych do noszenia broni, aby opuszczali zagrożone frontem wojennym tereny i udawali się w kierunku ziem wschodnich. Zawrzało wówczas wśród mieszkańców Sadownego. Nastąpiła szybka decyzja i z żalem, smutkiem i obawą o losy swych najbliższych opuścili nazajutrz swą rodzinną miejscowość, żegnani z płaczem przez swe rodziny. Rozpoczęła się odtąd bezcelowa, trwająca aż do prawie końca września wędrówka, która zapędziła niejednych na wschodnie tereny ziem polskich obejmowanych już wtedy przez wojska Armii Czerwonej.
Około 25 września uciekinierzy zaczęli powracać do swych rodzinnych stron. Nie zagrzali jednak długo miejsca, bo po 2-dniowym zaledwie pobycie w domu, wszyscy mężczyźni wraz z miejscowymi księżmi: proboszczem Józefem Makarewiczem i wikariuszami: Ludwikiem Sobolewskim i Bolesławem Popowskim, spędzeni zostali na plac, gdzie dziś domostwo Kazimierza Maciocha, przetrzymani tu około 3 godzin i przed samym wieczorem zostali popędzeni jak bydło do koszar 18 PAL w Komorowie koło Ostrowi Maz. W Sadownem roiło się od wojsk hitlerowskich i należy przypuszczać, że wyeliminowanie z życia mężczyzn było jedną z form zastraszenia i terroru stosowanego od początku okupacji na podbitych ziemiach przez zaborcę. Po kilku dniach, kiedy wojska niemieckie opuściły Sadowne, zwolniono ich i powrócili do domu. W Komorowie tylko wyselekcjonowali Niemcy Polaków spędzonych tam z różnych stron, a szczególnie pochodzących z zachodnich terenów Polski i tych od razu oddzielono od wszystkich. Pozostali oni tam, w tym przejściowym obozie i jaki był ich dalszy los, nie wiadomo.
Około 13 września, po zajęciu Sadownego i okolic przez wojska hitlerowskie, sadowieński kościół stał się miejscem tymczasowego przejściowego obozu jeńców polskich zagarniętych przez wroga w walkach pod Różanem i Andrzejewem. Trzymani tu pod zamknięciem i otoczeni silną strażą przebywali prawie trzy doby nieszczęśni uczestnicy obrony ojczystego kraju w ilości kilku tysięcy. Głodzeni i trzymani pod zamknięciem załatwiali tam swe potrzeby fizjologiczne w warunkach urągających najprostszym choćby sanitarnym i humanitarnym. Z nakazu niemieckiej komendantury wojennej, która stacjonowała w domu Juliana Chełchowskiego, polecono każdej wsi dostarczyć dla tej ogromnej rzeszy jeńców żywności, którą, przyznać trzeba, miejscowa i okoliczna ludność dostarczała samorzutnie, nie czekając na nakaz okupanta. Gotowaną strawę przywożono wozami w beczkach, zaś suchy prowiant w postaci chleba, słoniny, mięsa i jaj w koszach, skrzynkach lub zupełnie luzem, prosto z rąk.
Śmielsi i sprytniejsi spośród jeńców ukryli się przed wymarszem w wieżach kościelnych i po odejściu pozostałych, przebrawszy się w cywilne ubrania dostarczone przez ludność, uszli niebawem w swe rodzinne strony.
Pierwsze oddziały zwiadowcze armii hitlerowskiej pokazały się w wymarłym niemal całkowicie Sadownem już 9 września.
Źródło: SADOWIEŃSKIE OBRAZY – Zebrane wspomnienia z dawnego i bliższego życia Sadownego i okolic, Edward Sówka – SADOWNE 1970