Okupacyjna administracja
Pierwszym organem władzy okupacyjnej w Sadownem była komendantura mieszcząca się w ocalałym z pogromu wojennego domu Juliana Chełchowskiego.
Jej komendantem był z pochodzenia obszarnik niemiecki w stopniu kapitana o nieznanym nazwisku, zaś jego zastępcą w stopniu feldfebla, potwór w ludzkiej skórze, wyzuty z wszelkich cech człowieczeństwa, hitlerowska kanalia w najgorszym wydaniu o nazwisku Polster.
Pierwszy z nich, choć nosił mundur wroga, pozostał w pamięci jako człowiek, lecz jego zastępca posiadał wiele cech wspólnych bestialstwu wyspecjalizowanemu wg hitlerowskich metod w dręczeniu i mordowaniu ludzi. Według smutnych wspomnień naocznego świadka, mieszkańca domu, w którym urzędowała komendantura niemiecka – Polster trząsł wszystkim i wszystkimi. Nawet jego przełożony nie miał wiele do powiedzenia, drżąc zapewne przed jego hitlerowską legitymacją.
Ulubionym zajęciem Polstera było dręczenie ludzi i zabijanie bez wyroków. Sam był sędzią i jednocześnie katem, wykonawcą wyroków przez strzelanie w tył głowy. Specjalizował się w wyłapywaniu przechodzących szosą Polaków, a w szczególności Żydów spoza terenu gminy Sadowne. Umyślnie wychodził na szosę, zatrzymywał przechodzących, sprowadzał potem do komendantury, rewidował bardzo skrupulatnie, rabował doszczętnie ze wszystkiego i wtrącał do piwnicy, aby nocą dokonać samosądu przez rozstrzelanie.
Inną wyszukaną metodą tego zbira, mającą na celu wprowadzenie terroru i zastraszenia mieszkańców Sadownego, były nocne wypady na kontrolę domów i ich mieszkańców. W towarzystwie dwóch sołdatów, których zawsze zostawiał na dworze pod drzwiami, chodził w późnych godzinach nocnych od domu do domu i wzywając wrzaskliwym „aufmachen” kopał nogami w drzwi, klnąc przy tym okrutnie. Zaspani i wystraszeni domownicy siadali z lękiem na łóżkach i z bojaźnią o swe życie spoglądali na zimną stal lufy wymierzonego pistoletu, przykładanego często dla spotęgowania strachu do piersi.
Delektował się wtedy Polster przestrachem malującym się na twarzach nękanych ludzi, stawiając przy tym wyuczone niezdarnie w języku polskim pytania: „Boisz się śmierci? lub Szukam polskich bandytów – gdzie oni są?…” Szurgając brutalnie buciorami i kopiąc sprzęty domowe rozpoczynał w świetle ręcznej latarki penetrację wszystkiego co w domu było. Następowało wtedy odsuwanie szuflad i grzebanie w nich, zaglądanie do szaf i kredensów i wywracanie wszystkiego do góry nogami. Najczęściej po takim przeczesaniu wnętrza domu, jego właściciele spostrzegali potem brak wielu cenniejszych przedmiotów, które podczas rewizji trafiały do przepastnych kieszeni polsterowego płaszcza. Przeważnie długo po takiej nocnej „wizycie” wystraszeni domownicy długo nie mogli zasnąć spokojnie, a tymczasem Polster obrabiał inne domy, albo wyłapywał przemykających się nocą Żydów, rewidował ich i ferował wyroki śmierci.
Był to wyrafinowany łotr, który celował w ograbianiu domów i rewidowanych w komendanturze Żydów. W ciągu kilkumiesięcznego urzędowania tego rabusia w Sadownem, lokal komendantury zasłynął z wyszukanych metod ograbiania ludzi, w których specjalistą był Polster. Do codziennie stosowanych przez niego sposobów pomnażania swoich łupów wojennych było obdzieranie schwytanych na szosie Żydówek z cenniejszej odzieży, futer, a nawet obuwia. W poszukiwaniu u rewidowanych złota i drogich kamieni, których zagrabił sporo, krzycząc, popychając i kopiąc buciorami wylękłe kobiety, rozkazywał im rozbierać się do naga, rewidował skrupulatnie zdjętą odzież, zaś rewidowanym kobietom zaglądał do jamy ustnej, szukając pod językiem ukrytych brylantów, a nawet kontrolował najbardziej wstydliwe, intymne miejsca wylęknionych Żydówek, szukając w sposób wyrafinowany schowanych tam rzekomo kosztowności. W pomysłach rewidowania, dręczenia i zabijania przeszedł ów rzezimieszek wszystko, co u tego rodzaju typów jest możliwe. Zrabowane w ten sposób łupy odsyłał do swego domu w dalekim Reichu.
Ludzkim zaprzeczeniem tego potwora był jego przełożony, komendant tej placówki. Na potwierdzenie tego przytoczmy ciekawy szczegół zaczerpnięty z opowiadania człowieka, który się z nim w owych czasach zetknął. W 28 lat później odwiedził Sadowne jeden z delikwentów oprawcy Polstera – Żyd polski, skazany przez niego na śmierć i uratowany prawie cudem przez samego (nie do wiary) Herr komendanta. Oto nocą, podczas chwilowej nieobecności Polstera, komendant ów, w którym najwidoczniej istniała odrobina ludzkiego serca, wyprowadził nieszczęsnego skazańca z piwnicy, pozorując ucieczkę, nakarmił mięsem i chlebem, przeprowadził do sąsiedniego domu, gdzie dziś mieszka Fr. Karczmarczyk i nakazawszy wszelką ostrożność, polecił ten dom opuścić nad ranem i uciekać w kierunku Ostrowi Maz. Z szacunkiem godnym podziwu opowiadał ten człowiek o szlachetnym, co należało w ogóle do wielkiej rzadkości, postępku tego Niemca. Jakże kontrastowo maluje się ta postać w zestawieniu z Polsterem? Dwa przeciwstawne sobie typy. Jeden starszy wiekiem i rangą, posiadający cechy prawdziwie ludzkie, drugi młody, w sile wieku łotr, uosobienie wszystkich najgorszych cech hitlerowskiego przestępcy, wyspecjalizowana według faszystowskich metod drapieżna bestia w ludzkiej skórze.
Celem i zadaniem niemieckiej komendantury było poczynienie wstępnych obserwacji życia ludności cywilnej, rozpoznanie terenu, nastrojów w nim panujących i zorganizowanie życia administracyjnego. Przedstawicieli poszczególnych resortów administracji wyznaczał sam komendant osobiście. Wyznaczał w ten sposób wójta, sołtysów i kierowników szkół. Pierwszym wójtem naszej gminy wyznaczony wbrew jego woli był Jan Widyński. Kadencja jego urzędowania była krótka. Symulując chorobę wycofał się z tej niezbyt zaszczytnej funkcji, a miejsce wójtowskie po nim objął potem dawny, przedwojenny wójt Józef Gajewski, który również nie zagrzał na tym fotelu miejsca i przekazał go Janowi Wycechowi, dawnemu mieszkańcowi Wilczogąb, a ostatnio przed wojną mieszkańcowi Sadownego.
Źródło: SADOWIEŃSKIE OBRAZY – Zebrane wspomnienia z dawnego i bliższego życia Sadownego i okolic, Edward Sówka – SADOWNE 1970