Wiersz pod choinkę – 2
Wigilijne wspomnienie
W moim świecie, podówczas niewielkim,
w czas nadziei, radości i zbliżeń.
Przyszedł w małej szufladzie kredensu
wigilijny mój Jezus – braciszek.
Małe rączki z ciepłego miał chleba.
Usta z jabłek soczystej czerwieni.
No, a w oczach zieleń świerczyny,
co pachniała lasem już w sieni.
Gwiazdy w niebie płonąc dzwoniły.
Choć nie było kadzideł ni złota,
tylko matka, krzątała się po domu
i był wieczór, który rodził nam Boga.
Potem wszystko tak szybko się stało.
Lniany obrus, modlitwa, życzenia.
Każde w nas promieniście jaśniało,
jakby ktoś w anioły nas pozmieniał.
***********************
Dziś też pragnę,
jak wtedy zawierzyć.
W czas, gdy serce jak opłatek łamałem,
pośród bliskich;
wigilijnej wieczerzy.
I gdzieś w niebie wysokim,
gdzieś z szuflady kredensu,
śpiew matczyny
nad dzieciątkiem słyszałem:
„lulajże Jezuniu moja perełko…”

